Prozaicy to blog, na którym organizowane są konkursy literackie, od czasu do czasu pojawią się różne porady dotyczące pisania, wskazówki albo recenzje, felietony, reportaże. Blog ma na celu nie tylko popularyzowanie wśród młodych osób czytanie książek, ale też zachęcanie do tworzenia własnych opowiadań i powieści, które w przyszłości mają szanse pojawić się na domowych biblioteczkach.
Kontakt: E-MAIL: PROZAICY@VP.PL oraz FACEBOOK: TUTAJ

Biblioteka

Bibliotekę przepełniał zapach sosny. Anna obserwowała drobną postać dziewczyny o kasztanowych włosach, oświetloną ekranem monitora. Siedziała wtulona w miękkie oparcie dużego, obrotowego fotela, a za nią niewyraźnie rysowała się krawędź biurka i rzędy wysokich półek tworzących wąskie, zatopione w półmroku korytarze. Przenikając wzrokiem ciemność, z trudem dostrzegła płatki śniegu. Spadały jednostajnie, hipnotyzująco. Gdyby zobaczył ją teraz jakiś przechodzień, uznałby zapewne, że oto wścibska dziewucha bezczelnie go obserwuje. Obserwuje i ocenia. Za chwilę znajdzie sobie kolejną ofiarę - żeby obserwować i oceniać. Gdyby jednak podszedł bliżej, zaskoczony zauważyłby, że ona wcale na niego nie patrzy; nawet go nie widzi; biedaczka mocno nad czymś rozmyśla. Jest samotna, porzucona, zdradzona. Siedzi i myśli, i gapi się zamiast wziąć się do roboty. Anna westchnęła i wyłączyła komputer. Wpatrywała się w padający śnieg -czuła, że znowu jej się udało. I chciała jak najdłużej zachować ten stan. Bo kochała ten stan. Stan niemyślenia. Kochała ten zimowy wieczór, kiedy świat stawał się prosty, czarno-biały. Biblioteka. I dzwoneczek nad drzwiami, który dziś już będzie milczał. Bo nikt już nie przyjdzie. Tak mówi Ewa. „Wiem, kochana, że proszę cię o to nie pierwszy raz, ale…” i tu pojawia się jakiś powód, a ten ma na imię Kamil. I jutro wyjeżdża. Daleko. Zdobywać szczyty. I to ich ostatni wspólny wieczór na wiele tygodni. „No a ty będziesz mogła sobie siedzieć i czytać. W taki mróz ludzie nie przychodzą. A wieczorkiem to już na pewno będzie spokój”. Więc i tym razem zgodziła się. Bo tam to odnajdywała. Zapach sosen, pion i poziom, mrok – idealne warunki sprzyjające niemyśleniu. I cisza. Milczący dzwoneczek. Bo nikt już nie przyjdzie. Nie przyjdzie – słowa te przybrały niemal namacalny kształt. Usłyszała je i poczuła ich ciężar. Wpadły nagle w pajęczynę niemyślenia i miotały się w niej naprężając delikatne nici utkane z takim trudem. Jutro, dwa miesiące, Kaukaz, Wiktor – po pajęczynie nie było śladu. Oderwała wzrok od okna i oparła podbródek na nadgarstkach. Na biurku piętrzył się stos książek. Sięgnęła po jedną i uniosła brew w wyrazie podziwu dla nagiego torsu muskularnego bruneta, który obejmował smukłą talię ponętnej blondynki. W tle purpurowe zasłony i wielkie łóżko z baldachimem. Anna otworzyła książkę na przypadkowej stronie i na głos przeczytała: „Ich pocałunek przypominał kąpiel w rozżarzonej lawie. Jessica czuła, że grawitacja znika. James miał zmysłowe usta, które rozpaliły jej żądze. A to był tylko pocałunek. Co by się stało, gdyby ją rozebrał? Pewnie by tego nie przeżyła.” Zachichotała. Oparła ramiona na blacie biurka i ziewnęła. Zostało pół godziny.
Wstała. Koniec wąskiego korytarza regałów z literaturą brytyjską ginął w ciemnościach, ale każdy jej krok zapałał kolejne świetlówki. Półki zamykające korytarz należały do autorów na „A”. Anna pochyliła się i delikatnie pogładziła grzbiety kilku książek. A-, Au-, Austen. Chciała czytać na głos, ale kiedy odwróciła się i spojrzała przed siebie, znieruchomiała. Był tam. Przyszedł. Patrzył na nią.
- Wiktor – wykrztusiła zaskoczona.
         Szedł w jej kierunku. Powoli, ale zdecydowanie. Milczał. Cofnęła się i przywarła plecami do regału.
- Co tu robisz? – patrzyła na niego z zakłopotaniem.
           Czekał na to pytanie. Przybliżył twarz do jej twarzy. Pachniał mroźnym powietrzem.
- Przyszedłem się pożegnać – powiedział i bezceremonialnie zakneblował jej usta pocałunkiem.
       Zimne dłonie gładziły zagłębienia jej kolan. Oplotła ramionami jego szyję. Po chwili wahania uwolniła z uścisku lewą nogę, którą oparła na półce z autorami na „W”. Prawa stopa bezceremonialnie zajęła przeciwległą półkę, należącą do autorów na „J”. W bibliotece rozległ się głuchy huk spadających na podłogę książek. I krótkie, donośne brzęczenie dzwoneczka. Anna otworzyła oczy. Poczuła orzeźwiający zapach mroźnego powietrza i powoli uniosła głowę znad blatu biurka. Wiktor patrzył na nią z zaciekawieniem i uśmiechał się. Szybko wyprostowała się w fotelu.
- To musi być naprawdę fascynująca lektura – wskazał na leżący przed nią egzemplarz harlequina.
             Anna milczała i patrzyła mu w oczy.
- Co tu robisz? – zapytała.
            Wiktor pochylił się nad biurkiem. Spoważniał:
           - Przyszedłem się pożegnać.


Ludovica


2 komentarze:

  1. Jeju! Jakie to jest świetne! Ludovica pisze jak prawdziwa pisarka! Czy jest może dalsza część tego bądź inne opowiadania tej autorki? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludovica będzie od czasu do czasu coś więcej publikować. ;)

      Usuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine