Prozaicy to blog, na którym organizowane są konkursy literackie, od czasu do czasu pojawią się różne porady dotyczące pisania, wskazówki albo recenzje, felietony, reportaże. Blog ma na celu nie tylko popularyzowanie wśród młodych osób czytanie książek, ale też zachęcanie do tworzenia własnych opowiadań i powieści, które w przyszłości mają szanse pojawić się na domowych biblioteczkach.
Kontakt: E-MAIL: PROZAICY@VP.PL oraz FACEBOOK: TUTAJ

Lew na półce


Czasami w życiu człowieka przychodzą takie chwile, w których zaczyna on wątpić we wszystko. Zastanawia się, dlaczego Słońce znowu wzeszło, albo dlaczego ptaki ćwierkają wciąż tę samą melodię. Czasami ludzie zaczynają mieć wątpliwości, gubią się, chowają, uciekają. Zawsze jednak, niezależnie od sytuacji, znajdzie się ktoś, kto będzie potrafił naprawić każdy szczegół. Kto odpowie, że Słońce wschodzi, bo taka jest kolej rzeczy, bo zawsze po nocy przychodzi dzień. Kto odpowie, że choć ptaki ciągle nucą to samo, to jest to piękna pieśń i nigdy się ona nie znudzi.
Druga osoba potrafi czynić cuda, choć często sama o tym nie wie. Druga osoba to czasem jedyne, czego nam potrzeba i jedyne, co może nam pomóc. My musimy tylko rozejrzeć się dookoła i pamiętać, i dać szansę. I wszystko będzie dobrze.
A niektórzy drugą osobę nazywają „przyjacielem”.


Ta osoba, która zawsze towarzyszyła Rufinowi, tak naprawdę wcale nie była osobą. Miała swoje imię, oczywiście – wołali na nią Pan Talon – ale nigdy nie nauczyła się chodzić albo mówić. Nie musiała też oddychać czy jeść, żeby istnieć, a Rufin nie sądził nawet, żeby konieczny był jej sen. Zawsze bowiem, kiedy on kładł się do łóżka, Pan Talon czuwał i obserwował, aby zasnął w spokoju, a kiedy się budził – jego towarzysz już czekał na niego z szeroko otwartymi oczami.
Pan Talon nie był osobą, ale był kimś specjalnym: bardzo miękkim, wypełnionym po brzegi watą i grochem. Był też już stary i trochę nadpruty przy ogonie, bo Rufin miał go, odkąd tylko pamięta. Nikomu to jednak nigdy nie przeszkadzało i nikomu nigdy nie zaczęło przeszkadzać.
Pan Talon był pluszowym lwem i pomimo oczu z guzików – Rufin kochał go jak nikogo na całym świecie.

Chłopak nie umiał rozstać się ze swoim przyjacielem, a co ważniejsze – nie chciał. Zabierał go wszędzie: na plac zabaw, na wycieczki; razem się bawili, razem śmiali się i płakali. Pan Talon był dobrym amuletem Rufina – nigdy nic złego mu się nie przytrafiło, gdy ten był w pobliżu. Ale Rufin zaczął rosnąć, a im starszy się stawał, tym bardziej jego szczęście zaczęło zmieniać się w pech.  Coraz częściej spotykały go przykrości, coraz częściej bywał smutny – i wtedy nie pomagał nawet Pan Talon, bo to on sam był powodem tych smutków.
- Dzidziuś! – wołali.
– Beksa! – krzyczeli.
- Mazgaj!
A wszystko to, bo Pan Talon był dobrym przyjacielem, a przyjaciele nie zostawiają w potrzebie. I zamiast grzecznie czekać w pokoju na półce, pluszowy lew był wszędzie tam, gdzie był Rufin.
Zawsze.
Ale nie wszyscy rozumieli tę relację, jaka była między nimi. Rodzice Rufina mówili, że ten jest już za duży na pluszaki, a jego rówieśnicy…
Jego rówieśnicy otoczyli go ze wszystkich stron, zamknęli w pierścieniu, wypchnęli na sam środek okręgu. I pokazywali palcami najpierw na niego, a potem na Pana Talona zaciśniętego w jego dłoni, i śmiali się, i szydzili. I znów było „beksa” i „mazgaj”, i „mięczak” odbijało się echem w jego głowie. A on umiał tylko stać tam, jakby zupełnie sam. Opuszczony, zapomniany, nielubiany, jedynie z maskotką w ręku, całkowicie nieświadomą łez płynących po jego policzku.

Dzień, który potem przyszedł, był ciężki dla nich obu. Rufin musiał wszystko wytłumaczyć, a Pan Talon wszystko zrozumieć. Rufin mówił, a Pan Talon słuchał i w milczeniu wpatrywał się w przyjaciela swoimi dużymi, guzikowymi, nieco skrzącymi się oczyma. Długo to trwało i było trudne, ale obydwaj się z tym pogodzili. Rufinowi serce się krajało, ale Pan Talon nie miał żalu, ani nie był zły. Bo Pan Talon był dobrym przyjacielem i rozumiał, że czasami niektórzy potrzebują być sami.
Rufin potrzebował być sam, żeby już więcej nikt nie zamykał go w okręgu i żeby nikt już się z niego nie wyśmiewał. Nie mógł się więcej pokazywać z Panem Talonem, jeśli nie chciał więcej słyszeć „mazgaj”, jeśli chciał zakolegować się z innymi. Był już dużym chłopcem, a duzi chłopcy nie pokazują się z maskotkami w rękach.
Tamten dzień był ciężki dla nich obu, bo Rufin wyszedł, a Pan Talon został na półce.
Tamten dzień był ciężki dla świata, bo kolejni przyjaciele zostali rozdzieleni.

Rufin był w szkole, ale szkoła nie wydawała się taka sama bez towarzysza zaciśniętego w jego dłoni. Kolory nie były już takie jaskrawe, a świat wydawał się szary, ale za to ludzie byli milsi. Jego kumple, jego koledzy. Nikt już się nie śmiał i nikt nie omijał go z daleka, i pani się do niego uśmiechnęła, i powiedziała, że dorósł. I Rufin był zadowolony, choć trochę, cieszył się też – bo ktoś się nim zainteresował, bo ktoś go poklepał po plecach.
- O, nie masz już tego głupiego lwa. Chodź, Rufin, zgraj z nami w piłkę – ktoś powiedział.
Ale Pan Talon wcale nie był głupi, a gra w piłkę była całkiem inna, kiedy jego przyjaciel nie przyglądał mu się z daleka. I wtedy właśnie chłopak zrozumiał, że nie to co robimy, ale z kim robimy ma znaczenie. I wtedy właśnie Rufin zrozumiał, że ani trochę nie chce dorastać, jeśli dorastanie znaczy zostawienie przyjaciela. I wtedy właśnie zdał sobie sprawę, że świat nigdy nie miał pięknych kolorów, ale to Pan Talon sprawiał, że wydawały się one piękne.
Rufin wrócił do domu, ale godziny spędzone w szkole – choć nikt go nie wyzywał i nie pokazywał palcami – wydawały się być jeszcze gorsze niż zwykle.
Jeszcze gorsze, bo przeżyte bez przyjaciela, który cały dzień cierpliwie czekał na półce.

Rufin nienawidził tego dnia z całego serca, ale nigdy go nie żałował. Bo dzięki temu, że na chwilę rozstał się ze swoim kompanem – wiedział, jak bardzo jest on ważny i jak bardzo liczy się on w jego życiu. Od tamtej chwili chłopak wiedział, że woli mieć jednego prawdziwego przyjaciela, niż tuzin zwykłych kolegów.
Bo czasami jedna osoba może zdziałać cuda, choć często sama o tym nie wie. Jedyne, co my musimy zrobić, to rozejrzeć się dookoła, dać szansę, pamiętać i wierzyć, że zawsze ktoś czeka na półce.


halska.


1 komentarz:

  1. Piękna opowieść, jak wszystkie opowieści o przyjaźni... I idealnie pokazuje to co w przyjaźni najważniejsze: zrozumienie, cierpliwość i wierność. Każdy z nas potrzebuje takiego przyjaciela, który będzie przy nas trwał cały czas, choćby wydawało nam się, że już go nie potrzebujemy.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine