Prozaicy to blog, na którym organizowane są konkursy literackie, od czasu do czasu pojawią się różne porady dotyczące pisania, wskazówki albo recenzje, felietony, reportaże. Blog ma na celu nie tylko popularyzowanie wśród młodych osób czytanie książek, ale też zachęcanie do tworzenia własnych opowiadań i powieści, które w przyszłości mają szanse pojawić się na domowych biblioteczkach.
Kontakt: E-MAIL: PROZAICY@VP.PL oraz FACEBOOK: TUTAJ

Na skraju jutra, reż. Doug Liman (2014)

Tom Cruise, drogie panie, się nie starzeje. Albo - ładnie się starzeje. Albo, jak to określiła moja dobra koleżanka - nie potrafi się starzeć przez botoks. 
Obojętnie którą wersję sobie wybierzecie, trzeba mu przyznać, że na ekranie wciąż wygląda przystojnie. A żeby już nie być taką powierzchowną: przystojnie też gra. 

Nowy film Douga Limana, w którym występuje Cruise i Emily Blunt, ma tytuł Na skraju jutra (Edge of tomorrow). Jest to opowieść o tym, jak różne takie obce potworki atakują ziemię, a Tom, wcielający się w postać Cage'a, bawi się w bohatera. 

Tak, jest to film science fiction, który w polskich kinach pojawił się dzisiaj, a który już - o dziwo! - zobaczyłam. Tak, główne założenie filmu jest dość banalne, ale przyznajmy sami: takich jest sporo. Pojawiają się jednak pewne zwroty w akcji, które nadrabiają całą resztę. 


Na skraju jutra (2014) PosterNa początku zastrzegę jednak, że film ten został stworzony na podstawie powieści "All you need is kill" Hiroshiego Sakurazaki, której ja sama nie przeczytałam. Jeśli ktoś z Was to zrobił - niech się podzieli wrażeniami. 

Major Cage jest człowiekiem, który zdecydowanie nie nadaje się do walki z obcymi - bo jest zwykłym tchórzem. Tak się jednak (nie)przypadkowo dzieje, że ląduje jednak w pewnej jednostce, która następnego dnia rusza do ostatecznego ataku na wroga. Trafia do oddziału J, dostaje do ręki superbroń, trzęsie ze strachu w tym dziwnym, nowoczesnym kombinezonie, dostaje się na plażę, na której ostro walczą (albo na której ostro są zabijani), cholernie się boi, aż w końcu umiera. 

To jest jakieś pierwsze 20 minut filmu, a główny bohater już umiera. I co teraz? 

Teraz dopiero zaczyna być ciekawie. 
Cała sprawa polega na tym, że Cage nie może umrzeć (Kapitan Jack Hardness?), a jego życie przypomina nieco grę, w której kiedy się skujesz, lądujesz na starcie i grasz tak długo, aż uda ci się wygrać. W swojej krwi ma jakieś paskudztwo, które nie pozwala mu zginąć, a które umożliwia mu "zresetowanie" całego dnia - i tak sto milionów razy przeżywa te same chwile, choć nikt wokoło nie zdaje sobie z tego sprawy (oprócz Rity, granej przez Blunt). Jest uwięziony w pułapce czasu, ale za każdym razem uczy się czegoś nowego, co w końcu daje mu przewagę.

Wydaje mi się, że próbując opisać całą fabułę, jeszcze bardziej ją zbanalizuję, więc pozwolę sobie jak najbardziej się w tym wypadku ograniczyć. 

Sam film nieco (nieco!) przypomina Incepcję z Leonardo DiCaprio, choć Incepcja niewątpliwie jest produkcją lepszą i trudniejszą w zrozumieniu. Na skraju jutra natomiast jest tym filmem bardziej familijnym, który można zobaczyć z rodziną w niedzielny wieczór w telewizji. Pojawiają się elementy humorystyczne, a jakże, trochę uśmieszków pojawiło się na mojej twarzy w trakcie oglądania. Ale co więcej, co ważniejsze - gra aktorska też była niczego sobie. 

Tom Cruise miał za zadanie przedstawić postać, która ze zwykłego tchórza zmienia się bohatera, natomiast Emily Blunt pokazała kobietę, która nie przez przypadek nazywana jest "Metal Bitch". Myślę, że aktorzy dobrze wywiązali się ze swoich zadań - nie męczą swoimi postaciami, a to ważne, bo to na nich cały czas skupia się akcja.

Tak, pocałunek też się pojawia. Ale tylko jeden. 

Czy w końcu Cage umiera czy nie, tego nie będę mówić. Myślę jednak, że sam film warto zobaczyć. Przyznam, że oglądałam go nieco z przymusu i z braku lepszej opcji, więc nastawiałam się na najgorsze, ale mile zostałam zaskoczona. Jest to dobrze nakręcona produkcja, którą polecam zobaczyć, szczególnie, jeśli lubicie Cruisa albo nie lubicie (bo umiera tam mnóstwo razy, na co ktoś może się cieszyć). Reżyser założył, że odbiorca nieco myśli w trakcie oglądania, więc nie jest to typowa produkcja, w której są tylko lasery, dużo hałasu, ogień i sztuczna krew. 


halska.

 

1 komentarz:

  1. Nie słyszałam o tym filmie! Trzeba nadrobić zaległości. Bardzo ciekawa recenzja, tak swoją drogą.

    No i nie mogę się nie zgodzić, co do Toma - im starszy, tym lepszy. Tak samo lubię oglądać filmy z DiCaprio i Pacino.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine