„Tęsknota
atomów”, czyli książka, która jest główną nagrodą w prozaicznym konkursie,
przyniosła szwajcarskiemu pisarzowi Linusowi Reichlinowi sławę i została
okrzyknięta najlepszą niemieckojęzyczną powieścią w 2009 roku. Nie jest to
jednak typowy kryminał. Mimo tego że jest w nim główny szkielet, elementy
charakterystyczne dla tego gatunku: zbrodnia, a potem dążenie do jej
wyjaśnienia, to cała historia bardziej opiera się na istocie życia, a nie
śmierci. To wszystko właśnie wyróżnia „Tęsknotę” nad inne kryminały i sprawia,
że stała się ona oryginalna. Nie jest to jednak pozycja, którą można uznać za
wzór w pisaniu kryminałów, bo choć rzeczywiście zaczyna się normalnie i tak,
jak powinna, to później całość przemienia się w powieść podróżniczą, pełną
przygód historię.
Inspektor Hannes Jensen, czyli główny bohater, to
emerytowany policjant pod pięćdziesiątką. Marzy o odejściu ze służby, żeby
całkowicie poświęcić się swojemu hobby – fizyce. Chciałby przeprowadzić pewne
pracochłonne doświadczenie, ale wszystkie jego plany zaczynają się powoli
sypać, kiedy na posterunek przychodzi nieco pijany Brian Ritter i mówi, że ktoś
czyha na jego życie. Jansen zaczyna martwić się o dzieci Rittera i postanawia
ich odwiedzić w hotelu. Rick i Olivier jednak nie chcą jego pomocy, bo głęboko
wierzą, że są pod opieką aniołów. Następnego dnia chwili Ritter senior zostaje
znaleziony martwy w wynajmowanym pokoju, a po jego dzieciach nie ma śladu.
Mimo tego że Hannesa dręczy cała sprawa, w końcu
przechodzi na zasłużoną emeryturę, wcześniej sprzeczając się z szefem o
Rittera. Jensen postanawia jednak nie odrywać się całkowicie od tajemniczego
przypadku i wtedy właśnie pojawia się Annik O’Hara – niewidoma nieznajoma.
Razem z Hannesem mają ten sam cel (ale inne powody), więc wybierają się w długą
i męczącą podróż w stronę Meksyku. I przez cały czas, pani O’Hara wyzwala w
Jansenie mieszane uczucia, zamieniając zbrodnię w nie do końca jasną zagadkę.
Pasja Hannesa, fizyka, cały czas przewija się w
tekście. To właśnie z jej pomocą autor wyjaśnia poczynania jego i jego
towarzyszki, albo istotę życia, śmierci, religii. Choć momentami takie naukowe
monologi czy opisy mogą wydawać się męczące, to jednak świetnie obrazują i
pomagają zrozumieć treść, tytułową tęsknotę atomów – czyli krótkie chwile,
sekundy, w których można zobaczyć coś niezwykłego. Tęsknotę atomów – czyli
pragnienie człowieka bycia z kimś, czyli trudność samotnego życia.
Zarówno postać Jensena jak i O’Hary są niezwykle
wyraziste i barwne – żywe. Hannes Jensen to ten, który musi się nad wszystkim
zastanowić, który potrafi zachować zimną krew w kryzysowych sytuacjach. To
mężczyzna, który nie miał bliższych kontaktów z kobietą od sporego czasu i
który zaczyna czuć coś do O’Hary. I Ten, który nie potrafi znieść Beatlesów,
których wciąż słucha Annik. Ona z kolei jest bardzo stanowcza i pewna siebie,
manipuluje Jansenem i owija go sobie wokół palca, żeby dostać to, czego
pragnie. Jest też tajemnicza i to właśnie ona sprawia, że powieść nie staje się
monotonna.
Myślę, że książka nie jest do końca jasna i prosta.
Akcja zmienia się, nic nie ciągnie się w nieskończoność, ale jednak zakończenie
powieści według mnie jest gorsze od całości. Autor zbyt wiele pozostawił
czytelnikowi, ale jednak, gdyby próbował więcej wyjaśnić – „Tęsknota”
straciłaby swój urok.
Powieść nie jest nudna i nie chodzi mi tutaj tylko
o przygody czy podróże, jakie odbywają główki bohaterowie. Wbrew pozorom, nic
do końca nie staje się klarowne, dlatego książkę trzeba przeczytać do końca – po
prostu – i obserwować zwroty akcji, czuć budowane napięcie, patrzeć na życie,
śmierć, zemstę, wiarę.
„Tęsknota atomów” to nie jest książka łatwa i
lekka. Trzeba się zastanowić nieco i spokojnie przeczytać, żeby zrozumieć nie
tylko zawarte w tekście prawa fizyki, ale także poczynania bohaterów. Polecam
tę pozycję tym, których fascynuje atom i tym, których irytuje. Polecam tym
cierpliwym i ciekawym świata – bo warto.
halska.
halska.
"Ktoś czyha na jego śmierć" - jak już, to na życie ;> Ogólnie to recenzja wzmogła moją ciekawość wobec tej książki. Sądzę, że prędzej czy później po nią sięgnę, bo wydaje się naprawdę intrygująca. ;)
OdpowiedzUsuńhaha, faktycznie! wybaczcie błąd, dzięki za wytknięcie. :)
UsuńPrzeczytałam wreszcie!
OdpowiedzUsuńUsiadłam wczoraj na dworcu i czekałam na pociąg. Postanowiłam, że gdy zmęczą mi się oczy, podniosę je znad stronic i zerknę, która godzina. Ponieważ na nowo powstałym poznańskim dworcu oszczędzają na świetle od dwudziestej, założyłam, że stanie się to bardzo szybko, w przeciwieństwie do tempa wskazówek zegara, które nie drgną zbyt wiele. I co się okazało? Strona sto pięćdziesiąta, odrywam się, patrzę, niech to szlag. Dwudziesta druga z kawałkiem, trzeba zbierać graty i biec na peron, bo zaraz pociąg odjedzie!
Czyli, że wciągnęło.
Dokończyłam lekturę dzisiaj po powrocie z uczelni i powiem Ci, że jestem bardzo zaskoczona. Przede wszystkim przez okładkę. Jest wspaniała, ale w życiu bym nie pomyślała, że spora część akcji rozgrywać się będzie w Meksyku. Oraz że cała akcja będzie... taka. Przypominała mi trochę książki z serii o Indianie Jonesie, różniące się sporo od filmów, bo połączenie akcji i metafizyki tam skłaniało do refleksji, a nie analizowania huncwockich uśmieszków Harrisona Forda. Z kolei fizyczne rozważania nasuwały mi skojarzenia z Aniołami i Demonami Browna, które to bardzo hołubię. Dlatego też lektura niesamowicie przypadła mi do gustu, chociaż na dobrą sprawę nie zżyłam się z bohaterami. Zaznaczyłam za to bardzo dużo złotych myśli i dowiedziałam się kilku ciekawostek. Dlatego bardzo, bardzo się cieszę, że wygrałam konkurs i otrzymałam w nagrodę tę właśnie pozycję. A jak pięknie prezentuje się na mojej półce! <3