Prozaicy to blog, na którym organizowane są konkursy literackie, od czasu do czasu pojawią się różne porady dotyczące pisania, wskazówki albo recenzje, felietony, reportaże. Blog ma na celu nie tylko popularyzowanie wśród młodych osób czytanie książek, ale też zachęcanie do tworzenia własnych opowiadań i powieści, które w przyszłości mają szanse pojawić się na domowych biblioteczkach.
Kontakt: E-MAIL: PROZAICY@VP.PL oraz FACEBOOK: TUTAJ

[Praca konkursowa] Jesienią w deszczu cię poznałem - Fryga


"Się macie, ludzie!"

Jak mijają Wam wakacje? Mam nadzieję, że są wypełnione stosami książek i kartkami z zapisanymi pomysłami na opowiadania! 

Dzisiaj mam dla Was pracę Frygi, czyli tę, która zajęła drugie miejsce w naszym konkursie! Według mnie, to opowiadanie to jest naprawdę dobrze napisany kryminał - kryminał w czystej postaci, bez żadnych dziwnych domieszek, a więc autorka świetnie wstrzeliła się w tematykę konkursu. Fryga ma ładny styl, a całość czyta się naprawdę dobrze. Tak dobrze, że nuta niedopowiedzenia (która jest super, jak powiedziała Nikolina) na sam koniec sprawia, że po prostu mam ochotę poczytać ciąg dalszy. Myślę właśnie, że przez ten zabieg - niespodzianka! - tekst wywarł na mnie tak pozytywne wrażenie. Zwykła historia, ale "opowiadanie naprawdę godne uwagi".
Zapraszam Was do czytania i wyrażenia swoich opinii! Jakieś rady dla Frygi? :)

halska.


Jesienią w deszczu cię poznałem
- Fryga -



Jelenia Góra, 14 października 2011
Nikt nie wiedział, co Adam miał w walizce. Każdy coś podejrzewał, jednak te podejrzenia były tak dalekie od prawdy, jak i jej bliskie.
Adam, tak jak w każdy wtorek, dokładnie o godzinie 7:03 zajął miejsce przy dwuosobowym stoliku tuż przy drzwiach w klimatycznej kawiarni Elle Café przy ulicy Porębskiej i zamówił podwójne espresso bez cukru. Walizka siedziała na krześle naprzeciwko Adama i spoglądała na niego zalotnie swoimi złotymi zawiasami przy uchwycie, jakby chciała go uwieść po raz milion pierwszy.
Ruda kelnerka zatknęła długopis za ucho i wypuściła ze świstem powietrze. Na wysłużonym ekspresie, gorącym od gotującej się w nim kawy, osiadała skroplona para. Kelnerka skrzyżowała ramiona i oparła się o blat, zerkając w stronę mężczyzny w czarnym płaszczu z postawionym kołnierzem, uśmiechającego się do swojej walizki tak, jakby uśmiechał się do najpiękniejszej kobiety na świecie. Był nie tyle dziwny, co osobliwy; taka przyjemna odskocznia od rzeczywistości w tym nudnym, pachnącym kawą świecie, z dźwiękiem bulgoczącego ekspresu w tle. No i przychodził tu w każdy wtorek. Punktualnie, co do minuty.
Adam podrapał się w podbródek. Powinien się ogolić dziś rano, ale budzik okazał się niestety tylko zawodnym rzemiosłem ludzkich rąk, przez co o mały włos się nie spóźnił.
– Wiem, wiem – westchnął, pocierając szorstką szczękę. – „To takie nieprzyjemne, całować cię w ten zarost” – zacytował, naśladując dobrze mu znany melodyjny głos. – „Jeśli chcesz, żebym cię całowała, a wiem dobrze, że chcesz, to musisz pamiętać, by się regularnie golić.” Ech… Po prostu bałem się, że się spóźnię. Wybacz mi. To się już więcej nie powtórzy.
I uśmiechnął się tak, jakby uśmiechał się do najpiękniejszej kobiety na świecie.


Lipski skrzyżował stopy na biurku i splótł ręce za głową, kiwając się w przód i w tył na swoim krześle.
– Podsumujmy wszystko, co mamy – zadecydował. – Może to nam jakoś pomoże.
– Wiemy, że Marta Bednarz zaginęła dwa miesiące temu. – Nowa, której nazwiska komisarz Lipski wciąż nie mógł zapamiętać, przerzuciła sobie swój rudy warkocz przez ramię i zaczęła się nim z przyzwyczajenia bawić. – Gdyby nie jej rodzice, którzy martwili się o córkę, jej zaginięcia prawdopodobnie nigdy by nie zgłoszono. Jej mąż twierdzi, że wie, gdzie ona się znajduje i nie ma potrzeby jej szukać.
– Jej mąż – powtórzył Lipski. – Adam, tak?
– Adam Bednarz, lat czterdzieści sześć – sprecyzowała gorliwie ruda.
– To ten psychopata ją zamordował.
– Zamordował? – zdziwiła się ruda. – Ale… skąd pan to wie?
– Bo wiem, dziecko. – Lipski zdjął nogi z biurka i podstawił je z hukiem na ziemi. – Jeśli przepracujesz w policji tyle lat, co ja, też będziesz wiedzieć takie rzeczy.
Ruda zamrugała, ale powstrzymała się od komentarza. Zaczęła składać do siebie papiery ze swojego biurka i nadmiernie starannie je wyrównywać, byleby tylko zająć czymś ręce.
– To normalne, pani aspirantko – mówił dalej Lipski. – Ludzie się czasem mordują bez powodu, a naszym zadaniem nie jest ślepo wierzyć w ukryte w nich dobro i w to, że z każdego można je wydobyć. My szukamy tych, którzy są źli, tych, którzy zrobili coś paskudnego i pilnujemy, żeby za to zapłacili.
– A ja i tak twierdzę, że Marta Bednarz tylko zaginęła. – Ruda obstawała przy swoim niczym dziecko. – Jej mąż nie jest psychopatycznym mordercą. Widzę to po nim.
– Widzisz tylko jego czarujący uśmiech, którym piętnaście lat temu uwiódł swoją niewinną żonę. Właśnie tacy są psychopaci. To osoby, po których najmniej spodziewałabyś się psychopatycznych skłonności.
Ruda myślała już jednak o czymś innym.
– Piętnaście lat… – powtórzyła w zastanowieniu i nagle jej wyraz twarzy zmienił się, jakby doznała olśnienia. – Panie komisarzu, pan ma rację.
– No, co też pani nie powie? – westchnął Lipski.
– Nie, pan nie rozumie! – Ruda poderwała się z krzesła i przebiegła przez pomieszczenie, żeby usiąść naprzeciwko niego. Jej oczy lśniły z podniecenia. – Ja już wiem, dlaczego on ją zabił.
Lipski nie dał po sobie poznać, że mile go zaskoczyła. Odchrząknął tylko i powiedział beznamiętnym głosem:
– Oświeć mnie.
– Pamięta pan zeznania matki pani Bednarz? – mówiła ruda. – To był jeden drobny szczegół. Opowiadała, że jej córka kiedyś przyznała się jej, że Adam nie wierzy w prawdziwą miłość. No wie pan, że ją kocha, ale że to nigdy nie będzie trwać wiecznie. Marta niby się z tego śmiała, była taka zakochana po uszy i w ogóle…
– Pani aspirantko. Do rzeczy.
– Tak, panie komisarzu. Otóż Adam powiedział jej podobno kiedyś, że nie wytrzymają ze sobą dłużej niż piętnaście lat. I że fakt, że się kochają nic tu nie zmieni. Że albo sami w końcu się sobą znudzą albo to świat znudzi się nimi i rozdzieli ich po swojemu. Piętnaście lat, panie komisarzu. Wie pan, co to oznacza?
– To oznacza, ruda, że bierzesz kurtkę i jedziesz ze mną do Bednarza.


Jelenia Góra, 14 października 1996
Wpadła do kawiarni jak burza. Jej kremowy płaszcz przemókł na wylot, mokre włosy, które tak pieczołowicie układała przez cały ranek, pokręciły się znowu i sterczały teraz niczym strąki wokół jej głowy. Usiadła przy najbliższym stoliku i rzuciła pospiesznie pozbierane z chodnika papiery na blat, zastanawiając się, czy da się jeszcze coś z nich odzyskać. Niestety, tusz rozmył deszcz, a i same kartki rozrywały się w rękach. Co za pechowy dzień!
Jęknęła z bezsilności i ukryła twarz w dłoniach. Gdyby tylko ten cholerny budzik działał jak należy! Zdążyłaby na autobus i wszystko byłoby w porządku.
Adam właśnie wszedł do kawiarni. Deszcz kompletnie go zaskoczył, a Elle Café było jedynym miejscem na Porębskiej otwartym o tak wczesnej porze. Zmierzwił ręką włosy, wytrząsając z nich krople deszczu i rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiegoś wolnego stolika; jego uwagę przykuła jednak kobieta, siedząca tuż obok wejścia: przemoknięta do suchej nitki, rozczochrana, rozmazana i wyraźnie zrozpaczona. Wpatrywała się w zabytkowy zegar z kukułką wiszący nad ladą, a jej twarz nagle przybrała taki grymas, jakby zaraz miała się rozpłakać.
Zastanowił się, czy nie wypadałoby czasem zaproponować jej pomocy; w końcu wyglądała teraz na osobę, która zdecydowanie jej potrzebuje. Zawahał się jednak. A może by tak udać, że jej w ogóle nie widział? W końcu i tak miał wystarczająco dużo własnych problemów na głowie.
Wtedy po jej i tak mokrych policzkach popłynęły łzy. Coś w nim pękło. Nie miałby serca, gdyby się teraz nad nią nie zlitował.
– Można? – spytał ostrożnie, wskazując na wolne krzesło naprzeciwko niej.
Wzdrygnęła się, wyraźnie zaskoczona jego obecnością i desperacko przetarła nos rękawem płaszcza.
– O-o-oczywiście – wyjąkała.
Usiadł i splótł dłonie na blacie, przyglądając się jej i nie bardzo wiedząc, od czego zacząć. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Złapała dwoma palcami brzeg jednej z kartek leżących przed nią i podniosła ją do góry. Pomyślał, że chciała się przed nim zasłonić, choć był to doprawdy dziwny sposób na zakrycie swojej twarzy, ale ona wówczas rozszlochała się na dobre. Oparła głowę na blacie i oplotła ją rękami, drżąc i pochlipując jak małe dziecko.
Adam wyciągnął niepewnie rękę przez stół i dotknął jej ramienia.
– Może mogę pani jakoś pomóc? – zasugerował, chociaż nie miał bladego pojęcia, co mógłby w takiej sytuacji zrobić. Do tej pory raczej rzadko miał do czynienia z płaczącymi kobietami.
Podniosła głowę i spojrzała na niego spuchniętymi od płaczu oczami.
– Wie p-pan, która go-godzina? – spytała wreszcie. – Ten głupi ze-zegar z ku-kukułką nie dzia-działa.
Nie miał pojęcia, jakiej odpowiedzi się spodziewał – zakładając, że w ogóle spodziewał się jakiejkolwiek reakcji z jej strony – ale zaskoczyła go. Odchylił rękaw płaszcza i spojrzał na zegarek.
– Siódma trzy – odparł. – A ten tutaj – dodał, wskazując ruchem głowy na zegar wiszący nad ladą – to tylko element wystroju. Nie działa odkąd pamiętam.
Wzięła głęboki oddech i pokiwała głową. Sprawiała wrażenie, jakby wreszcie się uspokajała, ale to było niestety tylko pobożnym życzeniem. Kobieta załkała znowu.
– Jestem be-beznadziejna – jęknęła z rozpaczą. – Wszystko przepa-pa-padło.
– Co przepadło? – spytał. Dotarło do niego nieco poniewczasie, że wtrąca się w nie swoje sprawy. Chociaż z drugiej strony, skoro już zdecydował się do niej dosiąść, to może ma jakieś przywileje w związku z tym? Albo przynajmniej powinien mieć?
Ona tylko pokręciła głową, przecierając twarz i tym samym potęgując straszny efekt rozmazanego makijażu. Odwróciła się w stronę okna i przez ociekającą deszczem szybę obserwowała sylwetki przechodniów, raz po raz pociągając nosem.
Adam pomyślał, że najwyższy czas dać sobie spokój, że niepotrzebnie marnował tylko swój czas na tą płaczliwą, rozemocjonowaną kobietę, kiedy rzucił ostatnie spojrzenie na jej twarz. Chociaż podpuchnięte i zaczerwienione, jej oczy wciąż były duże i ufne, niczym u dziecka. Miały intensywny szafirowy kolor, zupełnie niespotykany, a jednak coś mu podpowiadało, że to nie są soczewki.
A może wcale nie zmarnował czasu?
Pochylił się ku niej z czarującym uśmiechem, zupełnie jakby uśmiechał się do najpiękniejszej kobiety na świecie. Zresztą, w tamtej chwili byłby pewnie na tyle szalony, by w to uwierzyć.
– Lubi pani espresso?


Jelenia Góra, 14 października 2011
Ruda stała pod ścianą, ściskając kurczowo notes w rozedrganych rękach i bezskutecznie próbując sporządzić jakiś sensowny raport. Niewiele jednak mogła zdziałać, skoro z całej siły powstrzymywała się, żeby nie patrzeć na zwłoki.
– Przyczyna śmierci: strzał w głowę z bliskiej odległości. Najpewniej samobójstwo – stwierdził Lipski. – Ruda, notuj. I…
Zwrócił uwagę na teczkę, którą Bednarz wciąż ściskał w martwej dłoni. Założył rękawiczki i ostrożnie wysunął ją z jego zimnych palców, kładąc na kanapie obok i kucając przy niej. Liczył na jakiś palec, ucho albo chociaż pukiel włosów – i tak wiedział, że ten psychopata ją zabił; miał tylko nadzieję, że był na tyle szurnięty, żeby nosić przy sobie część jej ciała jako trofeum – jak to czasem mają w zwyczaju psychopaci – w niepozornej czarnej walizce, którą równie dobrze mógł nosić ze sobą każdy. Liczył na to, że znajdzie tam część, która teraz być może pomoże im jakoś odnaleźć miejsce, gdzie ukrył jej zwłoki. Wiedział, po prostu wiedział, że to teraz jedyne, czego potrzebują: odnaleźć jej ciało i zakończyć ostatecznie tę sprawę.  Po to, żeby jej rodzina mogła zaznać spokoju. Po to, żeby zapewnić jej godziwy pogrzeb.
Może to egoistyczne, ale również i po to, by móc wreszcie odetchnąć, usiąść spokojnie w domu i pooglądać jakiś dobry mecz z piwem w ręku, niczym przeciętny obywatel.
Lipski odpiął zatrzaski i otworzył walizkę. Nawet nie wiedział, jak nazwać to uczucie, które go wtedy ogarnęło: rozczarowanie? żal? rozgoryczenie? wściekłość? Miał ochotę wyciągnąć spluwę z ręki Bednarza i strzelić do niego jeszcze pięć razy.
– Panie komisarzu…? – Ruda stanęła za plecami Lipskiego i zajrzała mu przez ramię do wnętrza walizki.
– To kartka – wymamrotał z rezygnacją. – Zwykła, pieprzona kartka, rozumiesz?!
– Tak, ale… panie komisarzu, na niej coś jest napisane.
Nie czuł się, jakby ta informacja miała mu w czymś teraz pomóc. Sięgnął po kartkę, wyprostował się i przyjrzał się jej uważnie.
– Tu są tylko jakieś cyfry – stwierdził tonem pozbawionym nadziei. – Cyfry, które Bednarz prawdopodobnie napisał jedynie po to, żeby nas wkurwić i które nie mają żadnego sensu.
– Ale, panie komisarzu…
– Pieprzony psychopata.
Schował kartkę z powrotem do walizki i zamknął ją, po czym odwrócił się i ruszył do wyjścia.
– Dołącz to kurestwo do materiału dowodowego – rzucił na odchodnym i zatrzasnął za sobą drzwi. Usiadł na schodkach przed domem, przecierając zmęczonym ruchem twarz. Potrzebował mocnej kawy, żeby wytrzymać dłużej na nogach. W dodatku utknął w błędnym kole z tą pokręconą sprawą Bednarza.
W jego kieszeni zawibrował telefon. Najchętniej rozbiłby go o bruk – miał już dość na dzisiaj – ale to nie byłoby w jego stylu. Komisarz Lipski zawsze dostawał najtrudniejsze sprawy dlatego, że komisarz Lipski zawsze doprowadzał je do końca bez względu na wszystko.
– Halo – rzucił zrezygnowanym tonem do słuchawki.
– Szefie, chyba coś znaleźliśmy – stwierdził głos po drugiej stronie.
– Znaleźliście Martę? – zainteresował się Lipski.
– Nie. To znaczy… nie wiem. Może. Rzecz w tym, szefie, że przekopaliśmy całą działkę letniskową Bednarza, tak jak szef kazał, no i… trafiliśmy na sejf.
– Sejf? – powtórzył z niedowierzaniem.
– Ano sejf, szefie. Jakiś taki porządny, pancerny czy jakoś. No i… w środku chyba coś jest. Cały kłopot w tym, szefie, że kodu nie znamy. Trzeba będzie jakiegoś specjalistę, żeby się tam dostał chyba.
Lipski podrapał się w brodę i obejrzał się za siebie, na drzwi wejściowe do domu Bednarza.
– Chyba nie będzie takiej potrzeby.


14 komentarzy:

  1. Śledziłam wczoraj całą tę dyskusję pod poprzednią pracą, na temat skromności lub braku skromności autorki i muszę powiedzieć, że... W tej chwili nie ma to raczej znaczenia.

    Praca wydaje mi się napisana poprawnie, chociaż nie poczułam tutaj aż takiego napięcia, jak przy pracy zwycięskiej. Nie było tutaj żadnej magii, ale wpasowała się w gatunek prawie idealnie. Pojawiły się lekkie niedociągnięcia, ale ciężko w zwykłym konkursowym opowiadaniu urealnić sposoby działania policji. Jedyne, co mi się nie podobało, to zakończenie. Ani to tajemnicze, ani szokujące. Po prostu - przerwane w środku.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi właściwie zakończenie najbardziej przypadło do gustu. W przeciwieństwie do pracy pierwszomiejscowej, tutaj byłam zaskoczona przy końcówce, zostawiła mnie z jakimś "chcę więcej!". Może i brakowało nastroju z pierwszego miejsca, ale tu podobało mi się bardziej rozplanowanie pracy i odpowiednie dozowanie informacji. No i przede wszystkim zostawiłaś moją niezbyt poprawną wyobraźnię z niedopowiedzeniem, czyli przerobiłam już, pisząc ten komentarz, ponad dziesięć wersji, co mogliby zastać w środku.
    W tym tekście znajdują się potknięcia głównie stylistyczne - zaburzające rytm zdania słowo, dziwny zwrot, niekoniecznie pasujące specjalne powtórzenie.
    No i przede wszystkim, wolę chyba taką ładnie oprawioną prostotę niż temat cyrków. Dla wielu osób już sam temat cyrku jest psychodeliczny, dlatego wykorzystanie go to, w moim odczuciu, lekko pójście na łatwiznę.
    Prace obie są w porządku, acz nie urywają gaci. Kryminał ssie, za mało go mamy wokół, aby dobrze napisać. Może pomyślicie o jakichś warsztatach z tematyki kryminał/thriller? Jakieś porady, sugestie, odradzicie zbyt zużyte motywy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie - najlepszym warsztatem na temat pisania kryminałów jest po prostu czytanie dobrych powieści tego gatunku, lepszego nie ma. Oczywiście ciężko oczekiwać, że nastolatek po przeczytaniu Millenium napisze coś podobnie dobrego. Z kryminałem jest właśnie ten problem, że napisanie naprawdę dobrego wymaga wiele czasu, niesamowitej ilości skupienia na temacie oraz ciężkiej pracy.

      Usuń
  3. Niedopowiedzenie, by czytelnik mógł trochę pomyśleć nad tym, o co tak naprawdę chodziło. Podoba mi się to! Gratuluję drugiego miejsca. Świetna praca.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nooo, zeżarłam ten kryminał w całości! Jest świetny, pachnie mi takim dobrym, starym, amerykańskim serialem detektywistycznym. Cudowna jest ta retrospekcja, a po przeczytaniu do końca wracam i czytam od początku, bo wtedy ten nabiera nowego znaczenia... Bardzo, bardzo mi się podoba! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgodzę się, praca jest świetna! Faktycznie - znalazło się kilka powtórzeń, które psują estetykę całości, ale praca tak wciąga, że nawet nie zwraca się na to uwagi. Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiem, że dopiero zakończył się poprzedni, ale planujecie następny konkurs? Na kiedy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma potrzeby zwracać się do mnie przez "wy", nie jestem aż taka stara, wbrew pozorom.
      A kolejny konkurs prawdopodobnie pojawi się jakoś w połowie września, a przynajmniej bym chciała. :)

      Usuń
  7. Bardzo dziękuję za te wszystkie miłe słowa i szczere uwagi, które na pewno wezmę sobie do serca. Hm, chyba nawet zaczynam się przekonywać do kryminałów ;).

    OdpowiedzUsuń
  8. Uważam, że ten szablon wyszedł Ci obłędnie! ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Szablon jest boski, mrrrrru. :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Hyhyhy. I po co ci teraz szablon z Wisielca, jak sama ładny zrobiłaś. xD
    Jako że gg odmawia współpracy z moim wolnym internetem, mam pytanie, takie w sumie luźne, z ciekawości bardziej. Czy podobają ci się dizajny 99mockingbirds tak w ogóle? Czy może zdecydowanie wolisz ich tekstury od szablonów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo Ty robisz ładniejsze, o. :)
      i dizajny są ładne, ale jakoś nie szaleję, kiedy szablon jest bardzo... kanciasty.
      http://99mockingbirds.com/layouts/Woods/
      http://99mockingbirds.com/layouts/Zombie/
      Te są mistrzowskie *.*

      Usuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine