Prozaicy to blog, na którym organizowane są konkursy literackie, od czasu do czasu pojawią się różne porady dotyczące pisania, wskazówki albo recenzje, felietony, reportaże. Blog ma na celu nie tylko popularyzowanie wśród młodych osób czytanie książek, ale też zachęcanie do tworzenia własnych opowiadań i powieści, które w przyszłości mają szanse pojawić się na domowych biblioteczkach.
Kontakt: E-MAIL: PROZAICY@VP.PL oraz FACEBOOK: TUTAJ

[Praca konkursowa] Prezent dla córki - Neifile


Cześć wszystkim! 


Przedstawiam Wam pracę Neifile, która zajęła pierwsze miejsce w prozaicznym konkursie! Zacytuję Szekspira i zapytam: jak  Wam się podoba? Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie Wam do gustu, podobnie jak jury, i kulturalnie docenicie pracę, jaką autorka włożyła w napisanie tekstu. Nie jest to opowiadanie bez błędów (wstawiam wersję oryginalną), ale mimo to "najoryginalniejsze i zdecydowanie najciekawsze" tuż obok "Kormorana" (autor: smirek), według opinii barb_b. 

"Lubię to opowiadanie, jest takie klimatyczne! Praca na wysokim poziomie zarówno stylistycznym jak i fabularnym. Nieograny pomysł, interesujący bohaterowie sprawili, że Neifile na dobre zjednała sobie moją sympatię." - mówi mi Nikolina Rudol. "Widać, że ma doświadczenie w pisaniu i że sprawia jej ono frajdę – nie pytajcie, nie mam pojęcia, skąd to wiem. Po prostu widać i tyle." 


A więc: zapraszam!  
(I tak w nawiasie powiem jeszcze, że Neifile zdecydowała się pomóc troszku Prozaikom! Dlatego od czasu do czasu będziecie mogli zobaczyć tutaj jej artykuły, recenzje, opowiadania.)

halska.



Prezent dla córki 
- Neifile - 

Nikt nie wiedział, co Adam miał w walizce. Ale wszyscy zgodziliśmy się co do tego, że jeśli miałby zostać transmutowany w jakąkolwiek rzecz, to właśnie w tę jego walizkę. Byli bowiem identyczni. Oboje wyglądali na wiele starszych niż w rzeczywistości. Twarz Adama pokrywały głębokie bruzdy wokół strapionych oczu, płonących często niezdrowym blaskiem. Nie mogliśmy zrozumieć, skąd biorą się te szaleńcze iskry, tańczące sporadycznie gdzieś na obrzeżach wyblakłych, niebieskawych tęczówek, a czasem tonących w głębi czarnych studni źrenic. Pośrodku walizki też widniało oko – ekstraordynaryjna nalepka z zagranicy. I za nic nie udało nam się dociec, jakim cudem raz jest turkusowa, raz niebieska, a jeszcze kiedy indziej zielona. Poza tym oboje byli średni, tacy, ot, dwa na trzy, a także brązowi. Walizkę pokrywały strzępy ciemnej zwierzęcej skóry, wyglądającej zupełnie tak samo jak skóra na wielkim znamieniu Adama, które szpeciło jego lewą skroń. Oboje byli nieprzeniknieni. I cisi. Bo wiadomo, rzeczy raczej nie przemawiają, a z Adama niemalże równie ciężko było cokolwiek wyciągnąć. 
            Oboje zachowywali się, jakby byli kochankami. Mężczyzna po kolejnym przedstawieniu zwykł siadać na krześle, ustawionym zawsze między klatką dla lwa a ciężkim stołem iluzjonisty, w którym przekrawał piękne niewiasty. Kładł sobie walizkę na kolanach i gładził przerażającą nalepkę opuszkami zżółkniętych od tytoniu palców. Robił to z taką czułością, że nikt nie mógł się nadziwić. Cichliśmy, odczuwając coś na kształt niezrozumiałego wzruszenia, gdy mężczyzna wreszcie odkładał walizkę bliziutko siebie, tak cichutko, jakby wcale nie dotknęła ziemi, tylko unosiła się kilka milimetrów nad wydeptanym przez zwierzęta gruntem.
            - Adam, no co to jest? Powiedz, no, nie bądź taki.
            Eryka, śliczna młoda trapezistka, która podróżowała z nami od niespełna trzech miesięcy, wreszcie złamała temat tabu.
            - Tam mam prezent dla mojej córki, laleczko – odpowiedział lakonicznie mężczyzna, a później nie odzywał się do nas przez około tydzień, nie mrucząc nawet „dzień dobry” czy „dziękuję”, gdy zapraszaliśmy go na kolację do naszego wozu.
            - To prezent dla jego córki, był bardzo miły, nie wiem, co mu się stało – relacjonowała Eryka.
            Wymieniliśmy ze sobą spojrzenia. Fu Li, trzydziestoletni facet – guma, zadrżał.
            - Przecież on nie ma córki – oświadczyłem ze zgrozą.
            Byłem tego pewien, w końcu sam właściciel naszego cyrku udzielił nam tej informacji. Adam zjawił się u nas dwa lata temu. Był dalekim kuzynem właściciela i jego jedyne dziecko zmarło kilka dni wcześniej. Dlatego jego jedyny krewniak poczuł się w obowiązku pomóc mężczyźnie. Zaoferował Adamowi pracę przy zwierzętach. Miał je karmić i pomagać treserom, gdy o to poproszą. Ostatecznie okazało się, że Adamowi należy się własny punkt w programie spektaklu.
            - Może tam serio jest dla niej prezent. Którego ona nigdy nie dostanie. Taka pamiątka, sami rozumiecie… - próbowała dalej tłumaczyć Eryka, ale nie wierzyliśmy jej.
            - On jest przerażający – mówił co wieczór Fu Li, stojąc na jednej ręce. – Nie zdziwiłbym się, gdyby trzymał tam zwłoki tego dziecka. Pewnie sam je zamordował.
            - Fu Li! – wydarł się clown, paradujący w nocy butach rozmiaru sześćdziesiąt i pół. Facet miał naprawdę duże stopy. – Jesteś jeszcze gorszy od niego! Przez ciebie nie będę mógł spać po nocy!
            I tak bez końca. W przerwach między ćwiczeniami i w ich trakcie zastanawialiśmy się nad sekretem drzemiącym w walizce Adama. Przy posiłkach, gdy Adam karmił słonie, lwy, tygrysy, konie, węże, parę niedźwiadków i pół-krokodyla, pół-żabę, dyskutowaliśmy zawzięcie na ten temat, później oglądaliśmy jego występ, a w nocy nie potrafiliśmy zasnąć.
            Im więcej czasu mijało, tym większa była nasza ciekawość. Zżerała nas od środka jak wyjątkowo złośliwa choroba. Zaczęła zabierać nie tylko zdrowe zmysły, ale dobrała się też do fizycznej strony naszych organizmów. Powoli zawładnęła moim głosem.
            Byłem konferansjerem. Uwielbiałem tubalnym głosem zapowiadać kolejne występy i kłócić się z clownem, budząc salwy śmiechu. Najlepsze w całym spektaklu był chyba sam finał, gdy wymieniałem nazwiska wszystkich artystów po raz kolejny, a ci kłaniali się ponownie i w końcu wszyscy, trzymając się za ręce, kłanialiśmy przy odgłosach aplauzu. Ale gdy nadchodził moment zapowiedzenia małego show Adama, głos zamierał mi w gardle. Cedziłem głoski z wielkim trudem, musząc odchrząknąć wcześniej z pięć, sześć razy.
            - A-a… Teraz, teraz… A teraz, proszę państwa, proszę… proszę o wyciszenie, b-bo nadszedł czas, czas najwyższy, na niepowtarzalnego… J-jedyne-ego… Mistrza Spoglądania W Przyszłość, Wielkiego Adamisa!
            Żal było wtedy mnie słuchać. Jąkałem się jak idiota, ale gorsze chyba było początkowe rozczarowanie widzów, gdy na środek areny nie wychodził wysoki łysy szarlatan w czarnym płaszczu z gwiazdkami i szklaną kulą. Tylko średniego wzrostu, szczupły żylasty Adam. I oczywiście jego walizka.
            Czas początkowo dłużył się w nieskończoność. Wpatrywał się w milczący tłum, a w końcu wybierał z niego trzy kobiety i trzech mężczyzn. O każdym opowiadał dwa zdania z przeszłości, będące całkowitą prawdą. I mówił dwa kolejne, jakie miały się zdarzyć niebawem. Po wszystkim, otrzymawszy wielkie brawa, nigdy się nie kłaniał, tylko jakby jeszcze bardziej kurczył w sobie.
            Widziałem po minie Eryki, że jej ciekawość osiąga w zatrważającym tempie punkt kulminacyjny. Ona nie mogła żyć dalej w niepewności, nie taki był jej charakter. Stworzona została do działania. To był chyba jej największy pech. Pewnego popołudnia, gdy Adam poszedł karmić zwierzęta, oświadczyła, że idzie otworzyć walizkę. Próbowaliśmy jej to wyperswadować, że przecież Adam ma ją zawsze obok siebie, że… W ogóle jak ona to sobie wyobraża?!
            - Normalnie. – Wzruszyła drobnymi, mlecznobiałymi ramionami. Bardzo dbała o swoją skórę. Miała obsesję na puncie słońca, uważała, że każdy promień słońca niesie z sobą jakąś chorobę i była w szoku, że jeszcze nie poumieraliśmy. Bała się, że dostanie raka skóry. W istocie to chyba byłby dla niej lepszy koniec. – Poproszę go. A jak nie będzie chciał, to go będę dalej prosić. Aż w końcu będzie mnie miał dość. A jak nie pokaże, to niech go szlag. Raz go tak zagadamy, że ktoś pójdzie i sam sprawdzi, a potem opowie reszcie. Nie bądźcie takie cykory, słabo mi od tego waszego tchórzostwa, dorośli ludzie, artyści!
            - No właśnie – przytaknął Maestro Tatoo, człowiek ze każdym milimetrem skóry pokrytym tatuażami. – Nazywamy się artystami, a artyści powinni być nieustraszeni.
            - To jest puszka Pandory, mam złe przeczucia – powiedziała treserka niedźwiedzi. – Mnie w to nie mieszajcie, nie chcę wiedzieć.
            Ale nikt nie był w stanie zatrzymać Eryki. A trapezistka poszła i… wróciła!
            Najwięcej chciała wiedzieć treserka niedźwiedzi. Jako pierwsza doskoczyła do akrobatki i zaczęła ją wypytywać.
            - Totalna klapa – rzekła bezbarwnym głosem Eryka. Musiała być szczerze rozczarowana. – Jego ciuchy i tyle. W dodatku brudne i śmierdzące.
            Wnioskując z jej miny, byliśmy w stanie uwierzyć. Wszyscy przyjęli tę wersję do wiadomości i od tego momentu więcej nie pytali o walizkę, choć cały czas zerkali na nią kątem oka i zachowywali rezerwę wobec Adama. Tylko że kiedy dwa dni po tym wydarzeniu Eryka zrezygnowała z pracy w cyrku, o czym powiadomił nas właściciel, a nie ona sama, zacząłem coś podejrzewać.
            - Nie będziesz tęsknił za Eryką, co, Adam? – zapytałem mężczyznę podczas jednego z posiłków, cudem zebrawszy się na odwagę.
            - Laleczka zawsze będzie przy nas sercem – odrzekł.
            - Ale ładnie powiedział! – Treserka niedźwiedzi była zachwycona. W jej migdałowych oczach pojawiły się łzy. – Wiesz co? – wyszeptała do mnie później, łapiąc grubymi palcami za ramię. – Każdy z nas miał, ma, albo będzie mieć taką walizkę. Śmialiśmy się z Eryki i tej jej obsesji. I ze mnie się śmiali, że wolę niedźwiedzie zamiast ludzi. A ciebie obgadywali, jak miałeś romans z kobietą-krasnalem. I co? To się nie liczy, bo przecież wszyscy wiedzą, że mamy dobre serce. Tak samo Adam. Ma swoje dziwactwo, tę nieszczęsną walizkę, no ale co z tego? Tragedia mu się w życiu zdarzyła, ot co, jak się każdemu zdarzyło albo zdarzy. Jesteśmy kretyni, zwłaszcza ten Fu Li, nigdy nie ufałam ludziom, którzy potrafią podrapać się palcami stóp po tyłku. Pan Adam to dobry człowiek.
            Długo rozmyślałem nad słowami treserki niedźwiedzi. Jej słowa miały w sobie czystą prawdę. Z drugiej strony – naszym domem był cyrk. Prawda raczej nie powinna wchodzić nam w paradę. Omijaliśmy ją szerokim łukiem, oszukując tłumy, by zapewnić im rozrywkę. Eryka udawała, że lada w powietrzu, iluzjonista, że przekłuwa kobiety dwunastoma mieczami. Clown udawał, że śmieszą go własne żarty, a przecież tak nie było. Mieszkaliśmy w świecie obłudy i było nam z tym dobrze. Nie tylko dlatego, iż zarabialiśmy na tym pieniądze. Tacy się urodziliśmy. Tak jak silny, czysty głos, tak jak gibkość, jak opiekuńczość w stosunku do zwierząt – również oszukiwanie było naszym talentem. Gdybyśmy tego nie lubili, znaleźlibyśmy inny sposób, by się rozwijać. Tymczasem Adam i jego walizka przystali do nas i nie zanosiło się na to, żeby kiedykolwiek zechcieli opuścić grono cyrkowców-kłamców.
            Była sierpniowa niedziela. Późnym wieczorem wszyscy byli zmęczeni po przedstawieniach i położyli się spać. Tylko w wozie właściciela cyrku paliło się światło. Biedak męczył się nad nowym programem, bo ten nudził już nie tylko publiczność, ale i nas samych. Chętnie bym mu pomógł, gdyby nie to, że tej nocy moim celem był wóz Adama. Chciałem się przekonać, że jego ubrania są naprawdę śmierdzące. Miałem nadzieję, iż później dane mi będzie wymyślić coś ożywczego w sprawie repertuaru. Serce jak szalone miotało się wewnątrz klatki piersiowej, jakby miało zaraz potłuc się na tysiąc kawałków. Już dawno się tak nie bałem, przemykając między klatkami ze zwierzętami do ustawionego na skraju poletka jaskrawożółtej przyczepy, w której sypiał Adam. Ożywczy wieczorny wietrzyk okalał moją gładko wygoloną na występ twarz, dodając odwagi i szepcząc uspokajające, niezrozumiałe ludziom słowa.
            Uchylone drzwiczki zapraszały do wnętrza wozu. W środku było bardzo ciemno, ale jarzące się w ciemności lazurowe oko walizki poprowadziło mnie prosto do celu. Nie obejrzałem się nawet na prycz, w której wcale nie było Adama. Ten stał za mną, w ciszy przyglądając się moim poczynaniom.
            Otworzyłem walizkę.

            - Jak on w ogóle miał na imię? Zapowiadał nas, ale sam przedstawiał się tylko na początku, wtedy, jakżeśmy wszyscy srali w portki ze strachu przed występem…
            - Fu Li, nie dość, że wulgarny, że skretyniały, to jeszcze taki, taki…! – Treserce niedźwiedzi najwyraźniej brakło słów, by opisać lekceważące zachowanie gimnastyka.
            - Totalnie niegramatyczny – mruknął nowy konferansjer. – Ten facet wciąż „ma” to imię, nie „miał”, bo przecież żyje. Nie umarł, tylko odszedł.
            - Do nowej roboty, dobra, przepraszam, on nie był taki drażliwy – warknął Fu Li.
            - A mnie się wydaje, że on poszedł za Eryką… - powiedziała po chwili zastanowienia treserka niedźwiedzi. - On się w niej chyba zakochał.
            - Ta, ty się znasz na miłości, a twoim jedynym facetem to był chyba tylko ten stary niedźwiedź, co zdechł w zeszłym roku! – To był głos zdenerwowanego właściciela, obawiającego się o powodzenie nowego programu. – Dalej, za dziesięć minut zaczynamy, ogarnąć się i do roboty!
            Popatrzyłem na Erykę. Złapała mnie za rękę.
            - To prawda – powiedziałem. – Wiem, że jestem dla ciebie za stary, ale…
            Pokręciła głową.
            - Jaki to ma sens, Jack? Jaki to ma sens…?
            Przedstawienie rozpoczęło się tym razem występem cyrkowej orkiestry. Przez rezonans dźwięki okazały się o wiele głośniejsze niż gdybyśmy byli na zewnątrz. Eryka przytknęła sobie dłonie do uszu. Rozejrzałem się wokół. Reszta niemal nie drgnęła. Śliczna dziewczyna w kawiarnianym fartuszku wpatrywała się przez wielką niebieskawą szybę pustym wzrokiem. Siedzący obok nie więcej niż trzydziestoletni facet rozwiązywał po raz setny tę samą krzyżówkę. Plansza była podzióbana długopisem, w którym nie było już ani kropli tuszu. Młody chłopak nie przerywał swojej nieustannej litanii do Matki Boskiej. Mówił ją, gdy kładłem się spać i nawoływania do Świętej Panienki były pierwszym, co słyszałem, kiedy tylko się obudziłem.
            - Ta pani w czerwonym płaszczyku. – Zadrżałem, gdy usłyszeliśmy ponad naszymi głowami cichuteńki, wysoki głosik. Eryka napięła się jak struna. - Wczoraj samochód rozjechał jej suczkę. Miała na imię Nicola. Ale niech się nie martwi. Jutro ma urodziny, a jej mąż zabierze ją na kolację do bardzo drogiej restauracji. I będą mieli dziecko. – A potem usłyszeliśmy jeszcze pięć kolejnych historii o ludziach, których mieliśmy nigdy nie poznać.
            Eryka ścisnęła mocniej moją rękę.
            - Co ona zrobiła… Powiedz mi, Jack… Co to dziecko zrobiło, że nie może spoczywać w pokoju?
            Objąłem ją mocno ramieniem.
            W nocy walizka znowu się otworzyła. Oczy córki Adama był ogromne i czarne, gdy wyjmowała nas po kolei i sadzała na miniaturowych fotelikach. Najpierw herbata w naparstkach, potem okruchy chleba jako ciasto. Wciąż modlący się chłopak znowu nie chciał jeść. Kciuk i palec wskazujący lewej ręki ducha zmiażdżyły mu za karę szczękę. Wszystko w zielonej poświacie walizkowego oka.
            - Dziękuję ci, skarbie, tatuś jest z ciebie dumny…
            Nikt nie miał się dowiedzieć, co Adam miał w walizce. Każdego, kto nie mógł pokonać zgubnej ciekawości, czekała piekielna niespodzianka.
            Bo Adam nie miał w swojej walizce zupełnie niczego. Miał kogoś. Miał każdego, kto poznał jego sekret.
            Miał nas. 


23 komentarze:

  1. Zdecydowanie wyjątkowe. Od początku do końca trzyma w napięciu. Naprawdę ciekawiło mnie to, co Adam trzyma w tej walizce. Zresztą motyw cyrku zazwyczaj jest trochę dziwny i daje duże pole do popisu. Nie widziałam jeszcze innych prac, ale wydaje mi się, że ciężko byłoby wymyślić coś bardziej oryginalnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolę sobie odpowiedzieć i podziękować. Nie miałam zielonego pojęcia, że uda mi się utrzymać czytelnika w napięciu, ale to oczywiste - sama odczuć go nie mogłam. Z perspektywy czasu jednak sama dostaję kilku dreszczy pod koniec, więc jestem bardzo zadowolona. A najlepsze, że i inni docenili moją pracę. Jeszcze raz serdecznie dziękuję i oceniającym, i komentującym.

      Usuń
  2. Jedno z najoryginalniejszych i najciekawszych. Okej, pominęłaś tekst Smirka "Kormoran" w każdy możliwy sposób, ale proszę, przynajmniej nie zmieniaj znaczenia moich słów.
    barb_b

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w porządku. jedno z najoryginalniejszych i najciekawszych.

      Usuń
  3. Niesamowite. Naprawdę dobre. Zastanawiam się, jakim cudem moje opowiadanie mogło się znaleźć na drugim miejscu po czymś takim. Niepowtarzalny klimat i urzekający bohaterowie w tak krótkim tekście.
    Chylę czoła. Jestem pod ogromnym wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Fryga, z niecierpliwością czekam na ukazanie się Twojego opowiadania! I oczywiście gratuluję z całego serca! :)

      Usuń
    2. Moje opowiadanie to raczej, hm... wielki zapał i zalążek historii, którego nie zdołałam rozwinąć, ponieważ posiadam tę przypadłość pisarską, że uwielbiam powoli odkrywać psychologiczny profil bohatera przed czytelnikiem. A kryminał, choć to zupełnie nie moja bajka, wydawał się dobrą kanwą dla, powiedzmy, jakiegoś psychopaty ;). Tyle że czuję, iż nie rozwinęłam wszystkiego tak, jak powinnam. No i wiele błędów znalazłam już po wysłaniu pracy, za co się długo beształam. Najwyższy czas dla mnie nauczyć się przekazywać bogatą treść w zwięzły sposób ^^. A przynajmniej bardziej zwięzły niż ten, który przedstawiłam.
      A co do finału Twojego opowiadania, był naprawdę niesamowity. Napięcie budowane od pierwszego zdania (dosłownie!) opowiadania nie opadało, a jedynie nasilało się z każdym kolejnym akapitem, nie mówiąc o mrocznym zakończeniu, które było najlepszym zwieńczeniem całego tego procesu, hm... wodzenia czytelnika za nos ;). Zaczarowałaś mnie. Aż wstyd się pokazać z moimi pseudowypocinkami ;).

      Usuń
    3. Nie rozumiem, Frygo, czemu ubliżasz swojej pracy i swoim umiejętnościom.

      Usuń
    4. Ubliżam? Aż tak strasznie to brzmi? Hm, ja chyba po prostu zawsze mocno krytycznie podchodzę do tego, co wyjdzie spod mojego pióra, a poza tym po przeczytaniu opowiadania Neifile naprawdę szczerze nie wiem, co ja robię na drugim miejscu :). Nie chcę ubliżać, ale widzę niektóre wady i cóż, po prostu żałuję, że nie popracowałam nam nimi przed wysłaniem pracy. Poza tym generalnie cierpię na słowotok, co zresztą widać w poprzedniej wypowiedzi ;).

      Usuń
    5. Moim zdaniem taki krytycyzm jest bardzo dobry, ale więcej wiary w wartość własnej pracy, Fryga! To, że zajęłaś drugie miejsce, jest niewątpliwie osiągnięciem! Gdyby Twoja praca nie była świetna, Twój nick nie figurowałby tutaj. Ale i tak świetnie, że widzisz wady, bo następnym razem nad nimi popracujesz, a wtedy przegonisz mnie i innych w każdym innym konkursie. (I sama uważam, że moje opowiadanie wcale nie należy do wysokich lotów, liczyłam na więcej krytyki, ale i za komplementy również bardzo dziękuję, choć nie na wszystkie zasłużyłam ^ ^ ).

      Usuń
    6. Autokrytycyzm nie jest zły, jeśli występuje w obrębie własnej głowy tudzież nie na forum, ale generalnie jeśli wchodzisz tu i publicznie piszesz, jaka to Twoja praca nie jest zła, szczerze mówiąc, specyficznie to wygląda. O borze, jaki mi ładny eufemizm wyszedł. No nie ważne.
      Słowotoki słowotokami, ale to tak jak z pryszczami na ryjku: ludzie często nie zwracają na nie uwagi, dopóki ich właściciel nie zacznie gadać "o jezu, jaki mam pryszczaty ryj".
      Poza tym tworzy się taka niezręczność u innych: mamy Ci powiedzieć, że rzeczywiście, tekst jest kiepski czy zapewniać się, że nieee, tekst jest wspaniały, a Ty jesteś super autorką? Nie mówię, że tego wymagasz, ale przeciętny czytelnik o tym nie wie.
      No i narzuca się jeszcze jedno pytanie w takiej sytuacji: za co dostałaś drugie miejsce, skoro uważasz swoją pracę za kiepską? Co to za jury, skoro wybrało taką złą pracę? ;)
      Generalnie odradzam tego zabiegu, bo szkodzisz sobie, jury i stawiasz czytelników w niezręcznej sytuacji. Co się stało, to się nie odstanie, ale to taka uwaga na przyszłość.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    7. *nieważne

      Usuń
    8. Hm, to faktycznie mogło tak zabrzmieć, tyle że ja naprawdę nie miałam złych zamiarów ;). A już na pewno nie chciałam, żeby ktoś mi "słodził i podbudowywał moje ego, bo ja w siebie nie wierzę". Jeśli ktoś to tak odebrał, najmocniej przepraszam. Czasem najpierw coś napiszę, a dopiero potem to przemyślę. Cóż, i widać efekty ^^.

      Usuń
    9. Moim zdaniem Fryga nie ma za co przepraszać. Trochę się gęsta atmosfera zrobiła, ale ja na pewno nie dostrzegłam w komentarzu laureatki żadnych złych intencji! Kurczę! Nie róbmy z igieł wideł. Do mnie dotarła tylko skromność i zdrowa samokrytyka - może lekko przesadzona. Moim zdaniem Fryga prezentuje o wiele lepsze podejście niż osoby, które swoją twórczość traktują jako najlepszą i nie liczą się ze zdaniem innych. Oczywiście może ktoś się doszuka i w mojej wypowiedzi tego, że się wywyższam i łatwo mi to mówić, bo zajęłam pierwsze miejsce, ale to nieprawda. Wyróżnienie to dla mnie miłe zaskoczenie i nie czuję różnicy między pierwszym czy drugim miejscem.

      Usuń
    10. Przecież nie kazałam jej za nic nas przepraszać. Po prostu udzieliłam rady, dzięki której jej zachowanie na przyszłość będzie bardziej profesjonalne. Nigdzie nie napisałam, że ma uważać swoją twórczość za najlepszą i nie liczyć się ze zdaniem innych, a jedynie zwróciłam uwagę, że publiczne, lekko przesadne ubliżanie swojemu tekstowi może zaszkodzić nie tylko jej, ale również skonfundować czytelnika i oczernić jury. I niczego się nie doszukuję ani nie czepiam się na siłę, a chciałam dziewczynie zwyczajnie pomóc, aby na przyszłość była publicznie lepsza w odbiorze. W formie sugestii, a nie nakazu. Tak czy siak zrobi co chce, przecież kraj wolny, a przedstawiłam po prostu drugą stronę jej zachowania.
      Już się nie wtrącam, skoro wprowadzam "gęstość" w atmosferze, do widzenia.

      Usuń
    11. Cóż. Ogólnie, to skoro już został poruszony ten temat, to powiem tylko, że tutaj chyba nie ma odpowiedniego zachowania i zawsze będą sporne zdania w tej dziedzinie. Trudno opowiedzieć na odwieczne pytanie, czyli: jak ja mam się zachować? Co mam teraz zrobić? Wszystko zależy od charakteru człowieka i postrzegania etyki. No bo co? Albo się będzie cholernie skromnym i skomentuje się pracę jako beznadziejną (A więc: dla jednych autor może okazać się osobą, która jedynie czeka na pochwały i umyślnie "ubliża" sobie i swoim utworom.); albo zacznie się mówić, że owszem, moje opowiadanie jest piękne, ładne i pachnące (A więc: dla jednych autor może okazać się osobą pełną próżności). Zarówno jedno jak i drugie zachowanie sprowadza się poniekąd do tego samego, czyli do postawienia pisarza w niezbyt przyjaznym świetle. Każdy ma inne poczucie... "wyczucia" w pewnych kwestiach, dlatego też dyskusja na ten temat jest raczej bezcelowa, nie? Każda z Was ma trochę racji. Samokrytycyzm jest ważny (i chyba milej widziany), jak powiedziała Neifile, ale zbytnie pokazywanie się z nim na forum publicznym jest raczej nie bardzo mądre - jak powiedziała smirek. Jaki wniosek? Nie wiem, trzymać się z daleka od komentowania własnych prac (mówimy wciąż o konkursach)? Co kto lubi.
      Grunt to neutralność, prawda?

      Usuń
    12. Są jednak też odcienie szarości, świat nie dzieli się na białe (przesadna skromność) i czarne (przesadna pewność siebie).

      Usuń
    13. No spoko loko, ale jakie zaraz oczernianie i ubliżanie? Komu i czemu? I czy w ogóle, bo mi się nie wydaje. Halska ma rację, że dyskusja jest bezcelowa, ponieważ i tak na forum publicznym nie powinno się zwracać uwagi innym, tak myślę, poza tym to wszystko niuanse, chyba że lubi się mieć dla siebie ostatnie słowo, to okej, przepraszam tylko, że Smirek uznała, iż obarczam ją winą zgęstnienia atmosfery, bo gdybym chciała napisać coś w tym stylu, to użyłabym dokładnego nicku. Osobiście deklaruję, że w tym temacie pod tym postem głosu już nie zabiorę. ;F

      Usuń
    14. A nie można po prostu obiektywnie spojrzeć na swój tekst? Tak, jakby był on czyjś. Napisać: o, to, to i to zostało zrobione dobrze, z tego jestem nad wyraz zadowolona, ale z kolei to i to mi nie wyszło, teraz bym to zmodyfikowała. W ogóle dyskusja na temat tego, czy Fryga jest zbyt skromna, nie ma sensu z błahego powodu: nikt tekstu Frygi oprócz niej samej i jury nie czytał. Może ma rację, tak surowo siebie oceniając, a może i jej nie ma.
      I, Frygo, też trochę bezcelowe wydaje mi się mówienie "och, nie wiem, czemu z tym beznadziejnym tekstem zajęłam drugie miejsce" (tak Twoje komentarze odebrałam), skoro nie czytałaś żadnych innych tekstów prócz powyższego i nie masz zielonego pojęcia, jak wysoki był poziom konkursu. To faktycznie można podciągnąć pod podważanie kompetencji jurorów.
      Niemniej samą dyskusję ciekawie się czytało. Nie wiem, Neifile, czemu się tak irytujesz oraz wszem i wobec deklarujesz, że głosu tu już nie zabierzesz. A słowa o zgęstnieniu atmosfery i ja odniosłam do Smirka. Tak po prostu wynika z komentarza, ot. Zwracanie uwagi? Raczej uprzejma rada. Tak to wyglądało w oczach moich jako osoby postronnej. Fryga nie musiała się przecież nikomu tłumaczyć.

      Usuń
    15. Całkowita racja, jak powiedziałam - grunt to neutralność. Zresztą, wszędzie się spotyka różne opinie autorów na temat swoich tekstów, zazwyczaj są one negatywne, a jednak nikt nie zwraca szczególnie na to uwagi. Jak ktoś będzie chciał powie "nie no, daj spokój, opowiadanie jest świetne!", a jak ktoś jest szczery to po prostu "faktycznie, masz rację. Nie podoba mi się to, to i to".
      Myślę jednak, że samo podjęcie przez nas tego tematu wywołało taką burzę. Wracając do tej jakże obrazowej (xD) metafory smirka: był jeden pryszcz, który pokazała Fryga, a potem zostało zauważonych jeszcze milion innych defektów, całkiem niepotrzebnie.

      Usuń
  4. Niesamowite. Ciarki przeszły mi po plecach, kiedy doczytałam do końca. Jakoś od połowy opowiadania pędziłam do przodu, aby tylko jak najszybciej przekonać się, co będzie, co się stanie, jak to się skończy. Świetnie napisane, przekazane, czytelnik zostaje wciągnięty w ten świat. Gratuluję serdecznie wygranej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całego serca dziękuję i cieszę się, że Cię nie zanudziłam. ;D

      Usuń
    2. Ależ skąd - zupełnie przeciwnie!

      Usuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine