Artykuł
zaczynał się niewinnie, ale potem było dużo gorzej. To znaczy,
taki był plan, bo tekst dopiero miał powstać, a na razie
kształtował się w jej wyobraźni jako spis słabych stron serwisu,
punkt po punkcie. Paulina w zamyśleniu wyjmowała z lodówki sałatę,
mozarellę i pomidory. Posypie to wszystko bazylią, jak nie zapomni
– ostatnio tak się zamyśliła, że dopiero jedząc posiłek
odkryła sporą ilość rozmarynu w sałatce.
Zmiecie
z powierzchni tę medialną wydmuszkę, a przy okazji złapie trochę
zupełnie nowego targetu, takiego ze sfer zainteresowanych nowymi
zjawiskami w necie. Dwa w jednym, no bo przecież to niemożliwe,
żeby naprawdę…
A,
pewnie że niemożliwe. Cztery babki, co to niby jest? Damska wersja
muszkieterów? Kpina. Zielone kompletnie w biznesie internetowym, bez
doświadczenia, kasy, znajomości. I niby im się udało rozbujać
portal tak, że robił się coraz większy szum?
Sprawdzi
dokładnie o co takie halo, przyda się jej nowy, soczysty tekst i
kilka ostrych opinii, puszczonych zaraz w świat.
Zresztą,
dobrze by jej zrobił taki artykuł, odpręży się po tym paskudnym
dniu. Znowu chlapnęła w porannym programie coś o tej głupiej jak
but piosenkareczce z wielkim cycem, tamta jak zwykle nie zrozumiała
i odpowiedziała nie na temat, nawrzeszczały na siebie, aż zrobił
się straszny dym na plotkarskich portalach.
Paulina
Papuzińska, naczelna serwisu masakra24.pl, oferującego najnowsze,
elektryzujące doniesienia z życia mniej lub bardziej wygasłych
gwiazd polskiego szołbiznesu, postanowiła zrelaksować się i
prześwietlić tę bańkę sieciową, o której ostatnio robi się
coraz głośniej – takie komentarze widziała oczami duszy, gdy z
furią kroiła pomidora.
-
Auużeszty no – syknęła, poirytowana, gdy kolejny raz drasnęła
się w palec tępawym nożem. – W tym domu naprawdę brakuje…
ostrzałki – powiedziała na głos. I westchnęła.
Kolejny
wieczór z sałatką i butelką wina. No dobrze, robiła tę sałatkę
tylko po to, żeby nie pić na pusty żołądek (paczka wypalonych
slimów chyba się nie liczy do dziennego menu), pod nowe buty (setne
chyba, no naprawdę powinna się powstrzymać!), na wenę twórczą i
tak dalej.
Zakleiła
palec plastrem, dolała do pustego kieliszka nieco wina, notując w
pamięci, że ten bułgarski - dość tani cabernet - jest nawet w
porządku, po czym zasiadła do laptopa. Pusta kartka nigdy nie
groziła PP, jak ją ochrzciły media. Od wielu lat serwisy
informacyjne (głównie o zabarwieniu plotkarskim i zajmujące się
ogólnie pojmowaną kulturą) były jej pełne.
Najpierw
przed laty w telewizji publicznej prowadziła z ukochanym mężem
program o filmach, później on klasycznie się ześwinił, puścił
ją w trąbę i wyjechał do Stanów, więc w prywatnej stacji zajęła
się plotkarskim światem. Trzeba z czegoś żyć - polityka jej nie
interesuje, gospodarka nudzi, a sport usypia. Prowadzenie portalu
związanego z celebrytami i plotkami było naturalną konsekwencją
wcześniejszych wyborów zawodowych Pauliny. Do tego udało jej się
pisywać całkiem udane felietony w kilku czasopismach, a także
bardzo popularny blog, plus dwie książki na koncie. Ostry język,
złośliwy, ale dowcipny styl komentowania rzeczywistości, połączony
z drapieżnym wizerunkiem i rzetelną wiedzą o świecie rozrywki
wszelakiego rodzaju. Cała ona.
Plus
cztery ściany i cisza. Machnęła ręką, zniecierpliwiona. Nie
użalać się, działać. Trzeba sprawdzić, o co tyle hałasu.
Zaraz,
gdzie to się zaczęło, może tam jest jakiś smaczek? – Zapytała
samą siebie, klikając z zapałem – może tam są pieniądze
jakiejś persony non cokolwiek albo na przykład… to wszystko jest
jakimś żartem agencji reklamowej? – zastanowiła się głośno.
Przejrzała kilka entuzjastycznych, pochwalnych wręcz artykułów,
kilka branżowych opinii, niestety głównie pozytywnych.
Nie,
nie, nie o to jej chodziło. Dopiła zawartość kieliszka, zagryzła
serem i rozprostowała kark. Zacznę od początku, pomyślała. Może
będę zwykłą babeczką, nudzącą się przy kompie, taaak.
Pstryknęła z radością palcami. Wściekłą, bo jakiś palant ją
zostawił, albo taką, co dopiero planuje randkę z jakimś gorylem.
Może
strona się zawiesi?
Weszła
na główną stronę portalu, uśmiechnęła się sarkastycznie,
widząc grafiki super przystojniaków. Szybko założyła konto
użytkownika i dopiero wtedy zaczęła się rozglądać po funkcjach
serwisu.
Portal
był podzielony na działy: Z WIDZENIA, Z OPOWIEŚCI, LEPIEJ NIŻ
CHCIAŁAŚ, najwyraźniej odpowiadające na pytanie widniejące na
górze strony - ZNASZ GO?
Kliknęła
na ostatni dział i pojawiła się lista pytań z oknami
zawierającymi gotowe podpowiedzi. Postanowiła po kolei przejść
przez kolejne punkty, na przykładzie tego wulkanu intelektu,
kretyna, z którym ostatnio umówiła ją siostra. Idiotka –
pomyślała nieżyczliwie – i ona, i ja.
Randka
w ciemno? Cóż za absurdalny pomysł, to nie mogło się udać.
Facet niby na poziomie, ale najpierw wybrał film z serii „idzie
głupek i strzela”, a później usiłował zaimponować jej
cholernie drogą knajpą z niespecjalnie smacznym sushi.
Najzwyczajniej w świecie odbiło mu, bo ona była z telewizji, a
ludziom tak właśnie czasem odbija, wariują i w sumie nawet była
już do tego przyzwyczajona. Przez ponad godzinę z kamienną twarzą
słuchała, jak nieszczęsny bufon rozprawiał o historii sushi z
obsługą lokalu, a kolejne potrawy systematycznie wylatywały mu z
pałeczek podczas gestykulacji. Swoją drogą, te biedne bambusowe
pałeczki trzymał jak łopatę, nic więc dziwnego, że kawałki
surowej ryby z dodatkami co chwilę lądowały na jego jedwabnych
spodniach. Po wykładzie o japońskiej kuchni przeszedł do
wyliczania domowych obowiązków, którym udaje mu się sprostać,
mimo że już się wyprowadził od rodziców. Na przykład bardzo
lubi w wolnych chwilach układać skarpetki, to ważne żeby mieć
system według kolorów i okazji.
Tu
bardzo wyraźnie dotarło do niej, że ma do czynienia z pedantem, a
takich nie cierpiała, sama będąc klasyczną bałaganiarą.
Szalenie
pretensjonalny, pomyślała z niechęcią. W końcu jego monolog się
urwał, gdy odkrył, że ludzie siedzący przy sąsiednim stole robią
im zdjęcia telefonami komórkowymi. Wtedy wyjął z kieszeni gładko
wyprasowaną chustkę i do końca wieczoru z miną cierpiętnika
powoli czyścił spodnie. Ona zapytała, czy mu smakowało, bo
chciała zachować jakieś pozory, ale usłyszawszy burknięcie, że
nie wie czym to się spierze, po prostu wstała i poszła sobie. Po
drodze kupiła kawałek pizzy z kapiącym sosem.
Przez
takich jak on, coraz rzadziej się umawiam, stwierdziła w duchu.
W
ramach testu do artykułu poszukam go w tym serwisie, bo skoro to
taka świetna partia, to może jakaś babka go opisała?...
Pytania
portalu dotyczyły zarówno wyglądu, jak i innych cech
poszukiwanego, łącznie z detalami natury intymnej. Spodobało się
jej również to, że do listy wyboru mogła dodawać własne
pomysły, choć od razu pojawiała się informacja, że każda jej
propozycja
przejdzie przez weryfikację serwisu.
Nie
ufają mi, baranki, słusznie – pomyślała.
Wypełniła
wszystkie pola na odpowiedzi i kliknęła na szukaj.
Na
pewno niczego nie znajdzie albo się zawiesi, pomyślała z
satysfakcją i postanowiła zrobić sobie jeszcze kanapki, bo
zgłodniała od całej tej operacji śledczej.
Krojąc
kiełbasę jałowcową zastanawiała się, ilu może być w tym kraju
gnojków, mających obsesję na punkcie sortowania skarpet i
wyprasowanych chusteczek do nosa. Miała szczerą nadzieję, że
niewielu.
Wróciła
do pokoju z talerzem, pogłaśniając radio, bo leciał fajny
kawałek, stare funky. W tańcu ugryzła kanapkę i poczuła, jak
staje jej w gardle. Na ekranie laptopa jak byk widniała informacja,
że system
znalazł 1 kandydata pasującego do Twoich kryteriów.
O rany.
Kliknęła,
zaczęła czytać opis i przez głowę jej przeleciało, że gdyby
nie blond loki i krótka fryzura, to by się jej włos zjeżył,
zdecydowanie tak.
Obłędnie
dba o porządek. Ciągle opowiada o skarpetkach, to obsesja… dałam
mu higieniczne to się obraził i powiedział że woli swoje
wyprasowane… chyba szuka mamy albo służącej…
Zjechała
na dół strony i zobaczyła rysunek, szalenie podobny do…
Wypiła
wino z kieliszka do końca i odetchnęła. No dobrze, będzie uczciwa
i napisze, że rzeczywiście portal znalazł jej tego głupka. I co
teraz?
Acha.
POLECASZ / ODRADZASZ? – WYBIERZ I UZASADNIJ. Kliknęła w
ODRADZASZ. A co, pomyślała, nie będę sobie żałować.
Pół
godziny później oderwała się od laptopa, z uśmiechem i jakby
lżejsza o kilka niezbyt fajnych wspomnień. Dziewczyny muszą
trzymać się razem i dzielić opowieściami.
-
Cholera, to ma sens, ale może to był przypadek? Szczęśliwy traf?
– Pomyślała na głos. Nie może tak tego zostawić, trzeba
sprawdzić. Podobno portal działa już dwa miesiące i codziennie
pojawia się sporo nowych opisów i rysunków. Właśnie, a jak
działa ten portret pamięciowy? Tylko czyj? Może byłego męża?
Ten skurw… uff wdech i wydech.
-
Uff tylko spokojnie, po prostu go tu sprawdzę, spokojnie…
Kliknęła
na dział GALERIA BABIARZY i wybrała część NARYSUJ.
-
Ale jak, przecież nie umiem – zdziwiła się. – Acha - zauważyła
niżej formularze z rozwijanymi listami wyboru, ale nie słownych
określeń, tylko przykładowych rysunków nosów, oczu, ust.
Wybierała
kolejne elementy twarzy, a w oknie obok system od razu wstawiał je w
rysunek, powoli tworząc portret delikwenta.
-
Tu cię mam, bratku – Paulina przyjrzała się krytycznie swojemu
dziełu. – No, nawet jesteś podobny, kurza twoja mać. Teraz kilka
słów opisu…
Wypełniła
kilka pól, wpisując cechy charakterystyczne byłego męża: skąpy,
wulgarny, pozer, owija piloty TV w folię bo się boi zarazków.
Kliknęła na szukaj
i rozejrzała się za kieliszkiem i butelką wina, która stała
nieopodal. Szczodrze sobie dolała i spojrzała na monitor. Ku
przestrodze dla biednych, naiwnych dziewcząt.
Twój
rysunek pasuje do kandydata nr… potwierdź lub przypisz do innego…
wyszukaj.
Niemożliwe,
przetarła oczy. Jak to, ta kanalia też tu jest?
Obiecywał
zostawić żonę… Piloty do telewizora i klawiaturę od komputera
pakuje w folię… panicznie boi się bakterii i zarazków… nigdy
nie proponuje że sam zapłaci rachunek…
-
Ożesztyku… - wyrwało się jej z warknięciem. - Ta żona to ja.
Co za typ!...
Musiała
nieco zweryfikować plany dotyczące artykułu. Portal Babiarze.pl
działa, i to jak!
Resztę powieści "DEKAEFIANKI" można przeczytać na www.gadkaszmatkanabis.blogspot.com
Anna Rymaszewska-Dybała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz