Hexa to kolejna książka, którą miałam przyjemność otrzymać od
samego jej autora. Jest nim Wojciech Pietrzak, a w swoim tekście
opisał historię samozwańczego detektywa Dardiusza Wichry, który
spieszy z pomocą szczecińskiej policji zawsze wtedy, kiedy natrafi
na wyjątkowo ciekawą, do tej pory nierozwiązaną zagadkę. Pewnego
razu jednak decyduje się na przyjęcie propozycji niejakiego
Andrzeja Karpińskiego, który twierdzi, że jego syna
niesprawiedliwie osądzono i stracono niemal trzydzieści lat temu za
morderstwo Cyntii Łuskowskiej. Karpiński wierzy w niewinność
swojego dziecka i chce, żeby ktoś znalazł mu na to dowody.
Większość akcji rozgrywa się na
Śląsku, gdzie Wicher poszukuje wskazówek dotyczących zbrodni. Od
samego początku wie, że nie będzie to łatwa sprawa, ale dziwnym
trafem niemal wszystko – prędzej czy później – układa się na
rękę detektywa. Zagadkę w końcu rozwiązuje, po drodze spotykając
wiele mniej lub bardziej ciekawych osób.
Najpierw zacznę od okładki: mówiąc krótko, jest naprawdę okropna. Odpycha, nie przyciąga. U mnie wywołuje niesmak. I po przeczytaniu e-booka okazuje się, że świetnie oddaje jego treść.
Książki nie przeczytałam w całości –
przyznaję bez bicia. Opuściłam sporo stron gdzieś w połowie, a
mimo to miałam pojęcie o tym, co się dzieje. Należy też przyznać,
że nie czyta się jej ciężko – zdania raczej same wchodzą do
głowy i nie trzeba nad nimi się zastanawiać.
I myślę, że to jedyny większy plus.
Kryminały mają to do siebie, że są
dobre wtedy, gdy autor w końcu ujawnia zbrodniarza, a czytelnik
wtedy rzuca książką o ścianę i krzyczy, że to niemożliwe.
Podczas
lektury tego e-booka faktycznie rzuciłam laptopem (o łóżko, nie o
ścianę), ale krzyczałam wtedy “o, matko!”, jednocześnie
uderzając się dłonią w czoło. Tak jest. Hexa
częściej wywoływała u mnie zniesmaczenie niż zachwyt, chociaż
jej zakończenie zasługuje na brawa. Niewielkie, ale jednak.
Co mi się w niej nie podobało? Ano,
dość sporo rzeczy. Przyznam jednak, że najbardziej drażniła mnie
sama postać głównego bohatera i maniera autora w nawiązywaniu do,
uwaga!, własnej książki.
Dardiusz
Wicher jest byłym cukiernikiem, który ma kasy jak lodu nie wiadomo
skąd, który szasta pieniędzmi na prawo i lewo i sądzi, że
wszystko da się kupić. Nie lubię go, bo wciąż wydaje mi się, że
sądzi, że lepszy od każdego innego człowieka na świecie.
Dardiusz
Wicher nie przypadł mi do gustu już wtedy, kiedy okazało się, że
ma na imię Dardiusz. Ale na początku byłam w stanie wybaczyć.
Jednak później, gdy Wicher tak użalał się nad tym, że ludzie są
durni, bo nie umieją pojąć, że on nie nazywa się Dariusz, albo
gdy narrator milion razy wspominał o jego fenomenalnej
pamięci krótkotrwałej, wywoływało
to u mnie rozdrażnienie. Takie nawiązywanie do szczegółów, które
przewijają się przez cały tekst, w końcu powoduje niesmak i
uczucie przedobrzenia.
Brak
w książce jakiegoś wyczucia, dzięki któremu wszystko byłoby w
porządku – nie byłoby za dużo szczegółów ani wulgaryzmów czy
wyrafinowanych słów tam, gdzie nie potrzeba.
Najbardziej
jednak irytował mnie ten poradnik, który autor specjalnie albo
nieświadomie stworzył. Jest w utworze taki fragment, w którym
Dardiusz czyta niezbyt profesjonalnie napisany artykuł w gazecie, a
potem autor poświęcił może ze trzy strony na to, jak to ten tekst
jest nieudolnie napisany, jak powinien być stworzony, a nawet jakie
błędy konkretnie zostały popełnione. Takie skupianie się na
zupełnie niepotrzebnych elementach wydłuża książkę, aż w końcu
zaczyna ciążyć. Podobnie jak jakby na siłę umieszczane w tekście
ciekawostki – te bardzo lubię i myślę, że byłby zaletą, gdyby
nie zostały przedstawione jako zupełnie niezwiązane z tematem
metafory. A wyszło tak, jakby autor chciał się pochwalić swoją
wiedzą.
Sądzę
też, że brak książce jakiegoś jednego motywu przewodniego. Mogą
być horrory. Mogą być obyczajówki. Mogą być przygodowe z
wątkiem miłosnym. A Hexa
jest kryminałem, który momentami przechodzi w esej, a potem nagle
staje się harlekinem z wątkiem kryminalnym. Są takie fragmenty,
które nie pasują do całej reszty – na przykład sny Dardiusza, w
których występuje między innymi tytułowa Hexa, a które są tak
bardzo cliché, że
miałam ochotę uciec jak najdalej.
Tekst
Wojciecha Pietrzaka jak dla mnie jest zbyt pomieszany – bo najpierw
jest coś, co ma filozoficzne ciągotki, a później bardzo
infantylne i mało
prawdopodobne wydarzenia.
Pozwolę
sobie przytoczyć jeszcze cytat z epilogu książki, który jednak w
żaden sposób nie odkrywa jej treści:
Tego wieczoru, gdy wszyscy zebrali się w tym mieszkaniu, przyszło mu do głowy porównanie całej historii do książki. Byłaby to dziwna książka. Nie można byłoby jej na pewno odmówić jednego: wyrazistych bohaterów.Tatiana Łuskowska.Nikola Łuskowska.On sam, czemu nie.W pewien sposób nawet Andrzej Karpiński.Również na drugim planie znalazłoby się miejsce choćby dla sympatycznego pana Ziutka.A jednak Dardiusz Wicher nie miał wątpliwości, że była tylko jedna postać absolutnie główna. Mistrzyni pierwszego planu, która jako jedyna mogłaby rościć sobie prawa do tego, aby zdominować wszystkie inne. Może nawet stałaby się postacią tytułową.Tylko ona się do tego nadawała.Hexa.
Mam nadzieję, że teraz sami
zrozumiecie, o co mi chodzi. Należy przyznać samemu autorowi, że
stworzył dość wyrazistych bohaterów (choć momentami mało
realistycznych), ale tym epilogiem zepsuł według mnie cały tekst.
Nie pisze się w książce o swojej książce w taki sposób. Nie
chwali się w książce własnej książki. Powieści, jak mówił
Krzysztof Mroziewicz, nie są od moralizowania (a co często
pojawiało się, kiedy Dardiusz wyrażał swoje poglądy, które
notabene wyglądały tak, jakby to sam autor swoje spojrzenie na
świat chciał przemycić w treści).
Mówiąc w skrócie - Hexa
Wojciecha Pietrzaka zdecydowanie nie przypadła mi do gustu. Moim
zdaniem brak autorowi warsztatu, który pozwoliłby mu nauczyć się
wyczucia. Czasem lepiej napisać o pogodzie, niż po raz
dziesiąty o tym samym zagadnieniu.
Ze wzgląd na samą okładkę książki bym do ręki nie wzięła. Jest okropna.
OdpowiedzUsuńCzęsto zastanawia mnie jak autorzy książek mogą zgadzać się na publikację czegoś takiego na okładce swojej książki. Przecież to przekracza ludzkie pojęcie, jakie wytwory można znaleźć na niektórych książkach.
Zgadzam się. To powiedzenie, że okładka najmniej się liczy raczej się nie sprawdza - naprawdę nie chciało mi się czytać tej książki.
UsuńChoć, z drugiej strony, może lepszej nie było...
Są książki beznadziejne z dobrymi okładkami. Nawet mój podręcznik od polskiego jest tak dobrze zrobiony, że żal mi domalować mężczyźnie trzeciego oka, a to przecież tradycja.
UsuńMoże lepszej nie było, może autorowi nie zależało? (lub wydawnictwu)
Z innej, albo i nawet tej samej beczki: jest możliwość znalezienia tej książki w internecie w ebooku?
Chyba jest, ale płatnie, oczywiście. Nie wiem konkretnie, więc odeślę Cię do strony autora: http://wojciech-pietrzak.pl/hexa
UsuńPrzeczytałam darmowy fragment.
UsuńPierwsze zdanie było jednak katorgą. Wymiękłam przy słowie "paseków" (że co?). Jeśli w tym stylu jest napisana całość - to nie porywam się z motyką na słońce, nie czytam.
* zrobiłam literówkę "parseków".
Usuń+ znalazłam recenzję, gdzie recenzujący określa książkę ,,mianem najwybitniejszego polskiego kryminału ostatnich lat, a autora Wojciecha Pietrzaka, który zaimponował mi doświadczonym stylem pisania oraz odwagą, jaką odznaczył się poruszając tematy kary śmierci oraz liberalizmu, najprawdziwszym pisarzem."
Ja tam, jako fizyk i matematyk dalej jestem zdania, że my ścisłowcy (a ów pan jest ponoć programistą) i pisanie to nie jest dobre połączenie.