wpływ kultury sarmackiej na kształtowanie się polskich mitów narodowych
Z czego ludzie lubią się
śmiać? Z prawie wszystkiego. Może nie z siebie, ale z innych ludzi
tak. Amerykanie lubią się śmiać z Rosjan na przykład, bo tam to
podobno trudno odróżnić kobietę od mężczyzny. Polacy lubią się
śmiać z Niemek, bo podobno są brzydkie jak noc. Niemcy natomiast
śmieją się z Polaków, bo podobno są złodziejami, brudasami i
pijakami.
Kiedyś
pewien Niemiec zapytał pewnej Niemki polskiego pochodzenia, jak
powiedzieć w języku jej rodziców “kluczyki do samochodu”.
Odpowiedziała: die Brechstange. A brechstange
znaczy tyle, co łom.
Skąd się to wszystko
wzięło? Czasami lepiej nie wiedzieć. Żyć w błogiej
nieświadomości. W utopii. Wierzyć, że jesteśmy idealni, bez
przywar. Najlepsi. Pogląd trochę nacjonalistyczny, trochę
ksenofobiczny. Perfekcyjny dla ludzi XVII wieku.
Jest
taki fragment w Kronice polskiej
Galla Anonima, w której pisze on o pobożności Polaków i ich
gościnności. Trochę później Wincenty Kadłubek dyplomatycznie
milczy o tym, co nie najlepsze, a wspomina o waleczności i
duchowości. Ta religijność się wszędzie przewija. Był jeszcze
Jan Kochanowski, ale ten to mówił, że Polak jest głupi –
nieważne czy przed czy po szkodzie. Mówił, że polska szlachta
pozwalała sobie na za dużo, że za dużo miała w sobie alkoholu.
Choć sama szlachta miałaby na ten temat zgoła odmienne zdanie.
Niektórzy śmieją się
jeszcze z Polaków, bo są zacofani. Jarod Kintz przyznał kiedyś,
że zastanawiał się, dlaczego reformacja kościoła zaczęła się
u zachodnich sąsiadów, a nie w Rzeczpospolitej? A potem doszedł do
wniosku, że Luter musiał czymś przybić te swoje tezy do drzwi, a
Polaczki przecież nie wiedzą, jak używać młotka. Ale to przecież
nie była wina Polaczków. To była wina kogoś, kto mieszkał na
tych samych terenach, ale do Polaczków mu było daleko. Kto jadł
dziki pieczone nad ogniskiem i walczył z innymi plemionami. Nie
krytykuje się Petrarki za to, że jako ukochana nazywała się
Laura.
Byli ludzie, którzy
traktowali Polskę jako przedmurze chrześcijańskiej Europy. Mówiąc
chrześcijańskiej ma się na myśli katolickiej. Bo
przecież gdzie młotek, gdzie jakieś drzwi. A mówiąc przedmurze,
mogło się myśleć zaścianek. Ale to raczej nie w Polsce. W
Polsce były pany i władcy, i świętoszkowie, tu się nie myślało,
tylko robiło. I modliło. Chodziło się do kościoła i podziwiało
się wystrój, chwaliło mszę i ornat księdza, piękną grę
organisty. Nie Boga, gdzie tam Jezus. Zupełnie jak i teraz.
Dzisiaj można mówić
Polak-katolik, a rozumieć to tak samo jak Tartuffe-bogobojny. Niby
tak, a jak się doczyta komedię do końca, to się okazuje, że jest
całkiem na odwrót. Ale niektórzy nie doczytują książek, bo za
bardzo im się podoba początek. Bo boją się, że epilog nie
dorówna prologowi. I może słusznie.
Sarmaci lubili bawić się.
A co to za zabawa bez jedzenia i picia? A co to picie z umiarem? A co
to za pijaństwo bez bitki? Ano, żadne. Więc bawili się, jedli,
pili i bili. A to bicie przysporzyło im sławy na całym świecie,
potem to już jednym hurtem, wszyscy, masowo, na hura do broni. Na
całe szczęście?
Szlachta polska w XVII wieku
była najlepsza na świecie. Bo miała odpowiednie pochodzenie, bo
była grupą ludźmi wybraną przez Stworzyciela, bo byli dobrzy,
prawi i sprawiedliwi, a cała reszta się nie liczyła. A cała
reszta była resztą okropną, która nie potrafi wspomóc Polski w
walce o katolicyzm. Tacy to innowiercy przebrzydli i zdrajcy
chrześcijaństwa (czytaj: katolicyzmu) byli.
Polska barokowa nie
potrzebowała Słońca, bo blask sarmatów był wystarczająco jasny.
Sądzili też, że Polska barokowa nie potrzebuje reform. To, co
obce, było złe. Było złe, bo nie było Polskie. Sarmaci byli
zbawicielami ówczesnego świata, którzy kultywowali tradycję. Więc
bili się i kłócili. Wołali liberum veto i szli pić za
lepsze obrady. Im szybciej skończą, tym szybciej będą mogli
przejść do przyjemniejszych rzeczy. To kończyli. I kończą.
Ludzie mówią, że Polacy
nie umieją dojść do kompromisu, że wciąż szukają zaczepki, że
narzekają. Racja. Kto by nie narzekał, mając takie geny. Kto by
nie narzekał, gdyby grupa dostojników spotykała się na
aperitifie, za nic mając tych, co to im tylko popijawa
została.
Wyobraź sobie pudełko.
Pudełko ma dziurę z jednej strony, wydrapaną przez ludzi. Pudełko
jest ciemne. Ludzie, gdyby chcieli, mogliby wydrapać i drugą
dziurę. Ale nie chcą.
W pudełku siedziała
Polska. Na szczęście zdołała wydrapać i drugą, nieco mniejszą
dziurę. Ale wciąż siedzi w pudełku.
halska.
Szablon jest genialny *.* Aż zajrzałam już na bloga Tyler i z pewnością będę zaglądać.
OdpowiedzUsuńTrochę jak w "Czerwonym autobusie", prawda? Niestety każdy naród ma jakieś wady. I czasem tak się zastanawiam czy naprawdę wolałabym te inne wady.
OdpowiedzUsuń