Prozaicy to blog, na którym organizowane są konkursy literackie, od czasu do czasu pojawią się różne porady dotyczące pisania, wskazówki albo recenzje, felietony, reportaże. Blog ma na celu nie tylko popularyzowanie wśród młodych osób czytanie książek, ale też zachęcanie do tworzenia własnych opowiadań i powieści, które w przyszłości mają szanse pojawić się na domowych biblioteczkach.
Kontakt: E-MAIL: PROZAICY@VP.PL oraz FACEBOOK: TUTAJ

"To wszystko" Janusza Andermana

Są takie książki, do których się wraca (Harry Potter?), są takie, o których chce się zapomnieć (...niestety, nie pamiętam tytułu), albo takie, które cholernie irytują. 
Przeczytałam ostatnio książkę, która cholernie mnie zirytowała. Nie wiem, czy to dobrze, czy może jednak źle, ale prawdę mówiąc, to nie żałuję, że przez nią przebrnęłam.
Mówię o "To wszystko" Janusza Andermana. 

Książkę pożyczyłam od mojej psorki i powiedziała do mnie: ciekawa jestem, czy ci się spodoba. 
Wtedy byłam jeszcze młoda i głupia, i nie wiedziałam do końca, co miała na myśli. 
Teraz już jestem mądrzejsza o około 320 stron. 
Wiecie, ile się może zmieścić na 320. stronach? 
Gdybym miała opisać książkę w trzech słowach, to powiedziałabym, że nie potrafię. 
Mogę użyć czterech słów. Są to: alkohol, seks, weltschmerz i samobójstwo. To tak naprawdę tyle, ile potrzebujecie wiedzieć o fabule powieści. 

Sam Anderman jest współczesnym pisarzem, który urodził się sześćdziesiąt pięć lat temu. Wydaje mi się, że będzie to istotne w dalszej części, więc zapamiętajcie ten fakt. 

"To wszystko" jest powieścią napisaną w narracji pierwszoosobowej, której moja siostra nie lubi, "bo jest pretensjonalna". To określenie: pretensja, może być piątym słowem, które idealnie opisuje książkę. 


Fakt z życia Anki: jestem osobą, która raczej szuka
dobrych rzeczy, a te mniej przyjemne ignoruję,
jeśli jest taka możliwość, bo szkoda mi na nie czasu. 


Wyobraźcie sobie (czy ktoś już w ogóle czytał?), jak ciężko mi było przebrnąć przez kolejne zdania. 
Nie, żeby Anderman pisał jak (neo)romantycy - wręcz przeciwnie. Zdania konstruuje proste, łatwo je zrozumieć. Można chyba nawet powiedzieć, że czasami prostackie, bo jest tam naprawdę sporo wulgaryzmów. Szybko się czyta, ale nie zmienia to faktu, że było mi trudno. 
Tak to już jest czasami w życiu, jak coś cholernie irytuje. 

Ta książka cholernie mnie zirytowała. 

Opowiada o pisarzu, Marku Tormie, który przechodzi przez kryzys wieku średniego i nie napisał książki od upadku komunizmu. Zmienił się ustrój, zmieniły się czasy, a on nie nadążał, nie umiał się odnaleźć i nie umiał napisać kolejnej książki. Aż w końcu wpada na genialny pomysł - popełnię samobójstwo, które zaintryguje czytelników (bo jego nagranie zostanie opublikowane w internecie) i które sprawi, że wydawnictwa znów zaczną drukować moje stare powieści. I wszyscy zobaczą, jakim to genialnym pisarzem jestem. Jak Hemingway.

Marek Torm to arogant, frajer-pompka i smutas. Akcja trwa jakieś trzy dni, są retrospekcje i nieustanne zachwalanie własnego talentu oraz użalanie się nad tym niesprawiedliwym światem. Naprawdę. Nie kłamię. 320 stron. 

Ale mówiłam, że nie żałuję, że przeczytałam - co nie znaczy, że przeczytam jeszcze kiedyś z przyjemnością. No chyba że...

Chodzi raczej o to, że kiedy spojrzy się na książkę nie z tego rozrywkowego punktu widzenia (chyba, że kogoś bawi marudzenie - wtedy polecam z całego serca), ale z tego bardziej... literackiego (?) to całkiem sporo można z tego wyciągnąć. 

Po pierwsze, upadły artysta. No wiecie, ten typ Hrabiego z "Nie-Boskiej Komedii", co to by chciał, a nie może, albo ten z trzecich Dziadów, co to jest genialny i co nieśmiertelność tworzył (choć w tym przypadku nikt tego więcej nie zauważa). Tak więc tym, którzy będą zdawać w przyszłym roku maturę (albo będą poprawiać, ha), może się przydać, a ciekawe może wydawać się tym, którzy interesują się takim toposem artyzmu samego w sobie. 

Co więcej, jest w książce opisana reformacja ustrojowa Polski po '89 roku. Zauważa się, że Anderman był i uczestniczył, widział i opisywał (bo tęsknił po tobie, peerelu?). To jest naprawdę wielki plus, szczególnie dla tych, którzy lata osiemdziesiąte znają tylko z historii - myślę, że kolejne opowiadanie nie zrobi nikomu źle, a może pokazać całą reformację z nieco innej strony, jak wpłynęła ona na artystów - szczególnie teraz, kiedy dużo się mówi na ten temat. Wiecie, dwudziestopięciolecie i te sprawy. 

Należy jednak powiedzieć, że jeżeli ktoś bardzo nie lubi czytać o wódce albo wątkach seksualnych, albo nie lubi, kiedy w tekście pojawiają się wulgaryzmy, to lepiej będzie, jeśli nie sięgnie po "To wszystko". Wspominałam też o samobójstwie - bo choć w tekście narrator mówi, jak to zrobi, to z oczywistego powodu nie ma opisanego samego aktu, są tylko plany i wspomnienia. 

Cała książka to same wielkie plany i wspomnienia, jak sądzę. Upadły pisarz chce się zabić, więc przypomina sobie całe swoje życie. Nie jest ona zła - jak mówię, można w niej doszukać wiele innych aspektów i na pewno przyda się komuś, kto ma mózg spaczony przez interpretowanie wszystkich tekstów po kolei (czyli, jak sądzę, większości z nas?). Pojawia się wątek współczesnej kultury i roli książki oraz pisarza w aktualnym świecie, itd., itp. Ale nie zmienia to faktu, że jeszcze nigdy żadna książka aż tak nie działała mi na nerwy. 

Jeśli jednak ktoś chce podjąć wyzwanie i przebrnąć przez wydumane ego i ból życia głównego bohatera - to zapraszam do czytania. Jeśli kogoś interesuje, co robi współczesny pisarz i czy sam pisarz-artysta w ogóle jeszcze istnieje - to też zapraszam.

Nie miałam jednak okazji jeszcze spotkać się z innymi książkami Andermana - czy ktoś z Was może to zrobił? Jeśli tak, dajcie znać, o czym są inne jego powieści. 


Buziaki, 
halska. 

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Layout by Yassmine