Prozaicy to blog, na którym organizowane są konkursy literackie, od czasu do czasu pojawią się różne porady dotyczące pisania, wskazówki albo recenzje, felietony, reportaże. Blog ma na celu nie tylko popularyzowanie wśród młodych osób czytanie książek, ale też zachęcanie do tworzenia własnych opowiadań i powieści, które w przyszłości mają szanse pojawić się na domowych biblioteczkach.
Kontakt: E-MAIL: PROZAICY@VP.PL oraz FACEBOOK: TUTAJ

Lekcja motywacji - jak pisać żeby napisać



Żeby napisać dzieło literackie, nie wystarczy tylko mieć dużo czasu, talent czy odpowiednie umiejętności. Nawet najwięksi pisarze wiedzą, jak trudno przebrnąć przez napisanie dłuższego tekstu, kiedy brak weny. Jeśli masz mnóstwo pomysłów, a zasiadasz przed włączonym edytorem tekstu i nagle opętuje Cię paraliżujące zniechęcenie, ten felieton jest zdecydowanie dla Ciebie. Pokaże, jak być nieustannie zmotywowanym do pracy, zainspirowanym do pisania i, co najważniejsze, skutecznie uporać się z zakończeniem utworu. Jeśli jednak liczysz na głaskanie i klepanie po główce, nie czytaj dalej. Ten esej to solidny kop w tyłek. Nie dla osób z wrażliwym siedzeniem.


Znajdź inspirację
To nie jest trudne zadanie, o czym sam na pewno dobrze wiesz. Pytanie brzmi: jak utrzymać inspirację przez dłuższy czas, by nie stanowiła pojedynczego impulsu do napisania danego fragmentu?
Wielu autorów inspiruje muzyka. Poszczególne piosenki świetnie wpasowują się do wybranych scen, charakterów postaci czy sytuacji, w jakiej znaleźli się w pewnym momencie bohaterowie. Zapisz ich tytuły i stwórz playlistę. Słuchaj jej na chwilę przed rozpoczęciem pisania, a również w trakcie czynności. Jeśli utwory zaczną Cię rozpraszać, to zanim je wyłączysz, spróbuj przyciszyć. Bodźce słuchowe są największym dystraktorem, co powiązane jest z dużym wpływem dźwięku na zachowanie człowieka. Dlatego powiedzenie, że muzyka łagodzi obyczaje, jest jak najbardziej trafne. Oczywiście, zależnie od rodzaju muzyki, może ona nas wpędzić w dołka lub poprawić humor. Ważny jest zatem jej odpowiedni, przemyślany dobór.
Kiedy jesteś w trakcie pisania jednego utworu, nie powinieneś wyprowadzać się z określonego nastroju, tylko utrzymać go jak najdłużej. Dlatego słuchanie radia, w którym emitowane są piosenki zupełnie innego rodzaju, nie jest wskazane. Wówczas może Cię najść zupełnie inny pomysł, który odciągnie od pisania jednego tekstu, a zachęci do tworzenia drugiego.
Dobry film, manga lub anime, kanon lekturowy czy ciekawe towarzystwo może tak samo inspirować jak muzyka. Nieważne tak naprawdę, czym jest nasza inspiracja, ważne, by trzymać się jej kurczowo i dawkować ją sobie jak lekarstwo.

Zorganizuj się
Przez bardzo długi czas korzystałam z uroków życia, niczego nie planując, robiąc harmider wszędzie wokół i usprawiedliwiając się byciem artystką. Błąd. Po pierwsze, teraz uważam się za rzemieślnika, a taki powinien mieć porządek w swoim warsztacie. Wszystkie narzędzia muszą być pod ręką, by zdążyć oddać dzieło do rąk w terminie. Po drugie, zdałam sobie sprawę, że harmonogram nie jest moim wrogiem, ograniczającym wolność. Wręcz przeciwnie. Rozpisane zadania na dzień po dniu to żaróweczki, rozświetlające drogę do celu. (A o celu za chwilę).
Miejsce do pisania powinno kojarzyć się tylko i wyłącznie z pisaniem. Uszykujcie sobie kącik w pokoju, w który przeniesiecie laptopa albo wybierzcie się do bibliotecznej czytelni, gdzie znajdziecie od razu mnóstwo źródeł inspiracji. To ważne dla naszego komfortu psychicznego. Podczas pisania nie powinniśmy myśleć o zbliżającym się egzaminie (co jest możliwe i tak, ale ryzyko zmniejsza się, gdy z biurka do nauki przeniesiemy się z pisaniem na przeznaczony do tego stolik) albo o tym, co przygotować jutro na obiad (starajcie się nie tworzyć w kuchni, podczas gdy mama albo współlokator akurat pichcą obiad). Obok laptopa (albo w) warto mieć pomoc. To kartki i długopis, gdyby trzeba było stworzyć coś na potem, coś zanotować, zostawić sobie coś do sprawdzenia. To termos z kawą albo kubek herbaty, jakieś słodycze (kiedy chce się nam czegoś słodkiego, nie warto szarpać się z tą potrzebą – mózg sygnalizuje nam, że pragnie glukozy, stanowiącej dla niego paliwo), w moim przypadku zeszyt z ulubionymi cytatami oraz teczka z planem zdarzeń, zapiskami odnośnie rozwojów wątku.
Spróbuj pisać bez planu zdarzeń, a polegniesz. Przez wiele lat zaczynałam powieści i ich nie kończyłam, bo teksty rozwlekały mi się jak rękawy zużytego swetra. To, co mówi mój mistrz, John Irving, jest całkiem jasnym przesłaniem: „[…] człowiek rozwija się tylko, kończąc jedno, a zaczynając drugie”1. Dlatego poświęciłam jedno popołudnie, by zawrzeć wszystko, co chciałam w powieści, na kratkowanych kartkach wyrwanych z zeszytu. Jeśli na coś nie miałam pomysłu, musiałam to wymyślić przed zaczęciem pisania utworu. Dzięki temu całość była spójna. Ponadto każde opisane wydarzenie z planu oznaczałam zielonym zakreślaczem. Nie pisałam po kolei, bo były fragmenty, o których zwyczajnie nie chciało mi się nawet myśleć. Ale kiedy zielonych pól przybywało, cieszyłam się coraz bardziej. Wiedziałam, że jeśli nie przebrnę przez opuszczone momenty, zwyczajnie nie skończę, a przecież meta już o krok…! Dlatego spięłam pośladki i napisałam to, co nie wydawało mi się porywające w mojej głowie, ale w edytorze tekstu wyglądało już zupełnie inaczej i mogłam się skupić na dopieszczaniu oraz polepszaniu jakości mojego dzieła. 
 
Trzeba również wyznaczyć sobie kilka celów. Polecam papier i markery. 
 
Cel główny: publikacja książki.
No bo po co piszemy, jeśli nie chcemy, by ktoś przeczytał nasze dzieło? Jeśli ktoś mi mówi, że owszem, pisze, ale do szuflady, to nie wiem, czy roześmiać mu się w twarz, czy rozpłakać. Najczęściej po prostu nie chce mi się wierzyć w takie brednie i traktuję takie oświadczenie zdawkowo, bez większej uwagi. Wygląda to tak, że ja opowiadam o mojej pasji (tak, tak, to pisarstwo), a ktoś odpowiada mi tekstem o szufladzie, bo nie wie, jak konstruktywnie wypowiedzieć się na temat działań na literackim polu. Jest też inna opcja. Teksty tej osoby są tak słabe, że faktycznie nie nadają się do niczego poza marnowaniem się wśród notatek z wykładów. A może osoba, która tworzy w ten sposób, jest pasjonatem, ale zakompleksionym, który nie potrafi ocenić prawdziwej wartości swoich utworów. To dopiero smutne. Warto takiej osobie pomóc, do czego gorąco zachęcam.

Cel podstawowy: napisanie książki.
Bez gotowego dzieła nijak starać się o publikację. Oczywiście, niektóre wydawnictwa stwierdzają, że jasne, można im opchnąć ze dwa, trzy rozdziały i plan zdarzeń, ale powiem Wam z doświadczenia, iż w przypadku debiutantów to nie jest najlepszy pomysł. Prawdziwy redaktor (a nawet recenzent czy po prostu fan czytania) zdaje sobie sprawę z tego, że nie można oceniać całej książki po kilkudziesięciu stronach. Nic nikomu nie zarzucam, gdzieżbym śmiała, aczkolwiek lepiej zacznijmy od stworzenia materiału, którym można będzie się pochwalić, a nie odwrotnie. Chwalenie się bez osiągnięć to to, co najczęściej wystawia nas na śmiech innych. Sama przez to przeszłam, kiedy otrzymałam pierwszą pozytywną odpowiedź od wydawnictwa. Oczywiście od razu obwieściłam radosną nowinę niemalże każdemu, kogo spotkałam na swojej drodze. Był to miesiąc albo dwa temu. Czy wydałam książkę? Wciąż nie. A mnóstwo osób dopytuje się teraz, kiedy będą mogli kupić moje dzieło w Empiku. Nieprędko, odpowiadam za każdym razem, uśmiechając się ze skruchą. A oczami wyobraźni rozpędzam się i z impetem uderzam całym ciałem w najbliższy mur. Nie polecam, niezbyt finezyjne uczucie. Lepiej trzymać język za zębami i czynami, i dążyć sumiennie do sukcesu. W każdej dziedzinie życia, nie tylko, jeśli chodzi o pisanie. 
 
Cel cząstkowy: stworzenie fragmentu tekstu.
Ani to odkrywcze, ani oryginalne, że nie da się zrobić czegoś z niczego. Pisanie rozdziałami jest mozolne. Osobiście preferuję metodę polegającą na opisaniu jednej sytuacji wchodzącej w ciąg fabularny dziennie. A jak się uda, to nawet dwie. Ważna jest systematyczność. Trzeba wciąż znajdować się w jednym temacie, by nie wybić się z rytmu. Gdy wracam do przerwanych w połowie tekstów, często zastanawiam się, o co mi w nich chodziło i jak chciałam dalej poprowadzić narrację, bo zupełnie nie pamiętam. Czasem nawet zdarza mi się znaleźć fragment, którego w ogóle nie mogę sobie przypomnieć. Zastanawiam się wtedy, czy aby na pewno ja to pisałam. Dziwne uczucie. Pewnie tak miał William S. Burroughs, kiedy Jack Kerouac i Allen Ginsberg pokazywali mu skrawki powieści jego autorstwa, a on za cholerę nie pamiętał żadnego szczegółu związanego z „Nagim Lunchem”2. Tyle że on był po prochach, a nasze mózgi różniły się tym, że jego był genialny, a mój lubi się resetować, gdy ma za dużo danych.
Ustal sobie, że piszesz każdego dnia jakiś wybrany fragment3. Uświadom sobie, że jesteś ponad wenę. Jej obecność może być pomocą, ale jej brak nie musi być przeszkodą. Bez pracy nie ma wyniku. Nigdy nie było. To tak samo jak ze zbieraniem punktów. Jedziesz na Orlen, tankujesz, zbierasz punkty na kartę. Ale musisz zatankować kilkanaście razy, zanim zgarniesz darmowego hot-doga, prawda? 
 
Znajdź czytelnika
Wystarczy jeden, który będzie czytał to, co wyjdzie Ci spod pióra. Jego komentarze z pewnością pomogą w dalszym tworzeniu. Taki czytelnik (przyjaciel, znajomy, nieznajomy z forum literackiego, ktokolwiek, byle umiał czytać i konstruktywnie wypowiadać się w temacie) od razu wyłapie błędy w tekście oraz niespójności, będące dla autora często niezauważalnymi. Od razu skonfrontujesz się z krytyką. Albo negatywną i nauczysz się ją olewać lub też dążyć będziesz do tego, by Twój tekst stawał się coraz lepszy, albo pozytywną, która natchnie Cię do szybszego pisania. 
 
Nie zniechęcaj się
Negatywna opinia często wyprowadza z równowagi, zwłaszcza, gdy pada z ust bliskiej nam osoby. Pamiętaj jednak: nie od razu Rzym zbudowano. Ciężka harówka tysięcy ludzi szła na marne, gdy jeden dupek podłożył ogień w centrum i całe miasto spłonęło (czyt. Neron). Następni ludzie jednak odbudowywali miasto. Łatwiej oraz przyjemniej może byłoby nie dopuścić do pożaru, ale nie możemy w całości odciąć się od płomiennej krytyki. To dzięki niej stajemy się lepsi. Im częściej zadawane są razy, tym silniejsi jesteśmy. Dlatego każdy epizod, gdy ktoś wygwiżdże nasz skończony utwór, albo w trakcie aktu tworzenia rzuci tekstem w stylu: „Pieprz to, i tak nie skończysz, a jak już, to nikt i tak tego nie będzie chciał czytać”, traktuj jako środek do celu. I wynotowuj sobie nazwiska ludzi, którzy tak się wobec Ciebie zachowali. Wtedy, kiedy już Twoje dzieło zostanie opublikowane, a Ty otrzymasz od wydawnictwa egzemplarze autorskie, będziesz mógł spotkać się z tymi osobami i wręczyć im książki z dedykacją. Miło będzie popatrzeć na ich zszokowane buźki, czyż nie?

Robert Korzeniowski postawił sobie za cel zostanie mistrzem olimpijskim. Na kartce w prawym dolnym rogu przylepił swoje zdjęcie i dorysował pod nim złoty medal. Codziennie chodził na treningi. Po każdym dniu, w którym nie chciało mu się przejść wyznaczonej liczby kilometrów oraz wykonać niezbędnych ćwiczeń, stawiał po lewej stronie kreskę. Docelowo kreski te miały tworzyć napis „NIE BĘDZIESZ”. I tak, w całym roku, przez 365 dni, Korzeniowski postawił niespełna osiem kresek. Tworzące się w ten sposób słowo „NIE” natchnęło go taką energią, że stwierdził, iż nie dopuści do narysowania kolejnej kreski. Skutek? Na najbliższych Igrzyskach Olimpijskich w Sydney w 2000 roku zdobył dwa złote medale.

Sportowcy wiedzą, że bez treningu nie ma efektów. Bieganie jest bardzo bliskie pracy pisarza. Ażeby osiągnąć wynik, trzeba ćwiczyć bezustannie. Pisze o tym nie tylko John Irving, ale i Haruki Murakami, choćby w „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu”. Dla wybitnego japońskiego pisarza uczestniczenie w maratonach wiąże się nierozerwalnie z jego twórczością literacką.

Otrzymałeś ode nie kilka oczywistych, lecz ważnych rad. Wiesz, że mam rację, bo już dawno sam do takich wniosków doszedłeś. Problem był tylko z wcieleniem ich w życie. Ale jak nie teraz, to kiedy? Masz wszystko, czego Ci potrzeba. Masz pomysły, masz kartkę i długopis, pewnie laptopa, może nawet maszynę do pisania marki Clark Nova. Nie masz czasu? To go znajdź. Inteligentny człowiek potrafi zmanipulować dobę i rozciągnąć ją do chociażby dwudziestu siedmiu godzin. O ile dobrze gospodaruje swoim harmonogramem. Jeśli uważasz, że naprawdę nie masz czasu na pisanie, to wydaje mi się, że to i lepiej. Tylko ludzie, którzy podchodzą poważnie do swoich pasji, mogą z nich ulepić naprawdę piękne oraz wartościowe rzeczy. Mówisz, że nie masz czasu na pisanie, to znaczy, że nie traktujesz tego poważnie.
Odpowiedz sobie na pytanie, co jest dla Ciebie naprawdę istotne w życiu. I jeśli w tych odpowiedziach znajdzie się pisanie, to obierz je jako priorytet. Jeśli nie – daruj sobie. Jest wielu przeciętnych literatów, o których nikt nie słyszał, lecz których książki stoją na półce w księgarni. Jeżeli tylko o to Ci chodzi – w porządku. Licz się jednak z tym, że szanowani są ci, którzy angażują się na sto procent, a nie ci, którzy wolą usprawiedliwiać się tanimi wymówkami i mówić, jacy to są fajni, i zdolni, i że wszystko jest dla nich proste jak pierdnięcie, i że gdyby tylko chcieli, to stworzyliby arcydzieło. No i co z tego? Swoim gadaniem marnują tylko powietrze.

Teraz jest ten moment. Zdecyduj, czy chcesz całe życie snuć marzenia o byciu sławnym pisarzem, czy nim BYĆ.


Emilia Teofila Nowak


1 John Irving, Świat według Garpa
2 David Cronenberg, „Nagi Lunch”.

3 WAŻNE: fragment tekstu, nie fragment czasu. Czasem jedno zdanie można pisać godzinę i takim sposobem doczekać się pośmiertnego wydania swojej debiutanckiej powieści. Więcej sensu już ma nastawienie się na napisanie danej ilości stron, ale i taki system potrafi gubić, bo można napisać dziesięć stron dziennie, ale dziesięć przeciętnych stron jest naturalnie gorsze niż jedna strona przemyślanego majstersztyku.

12 komentarzy:

  1. Wydaje mi się, że masz całkiem sporo racji w tym, co mówisz - a jakże, bo przecież i ja już do tych wniosków doszłam. Grunt to trzymać się harmonogramu - w tym jestem kiepska, ale grunt to ćwiczenie, czyż nie?

    Trafna uwaga z ludźmi, którzy piszą do szuflady - trochę nigdy nie rozumiałam. Pisze się po to, żeby ktoś to kiedyś przeczytał. Nawet pamiętnik.

    Notabene - opowiesz mi, co to za powieść? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, każdy dojdzie do podobnych, jeśli nie identycznych wniosków, ale wiedzieć to jedno, a UŚWIADOMIĆ sobie to naprawdę coś innego.

      Rozsyłając materiał do wydawnictw, powieść podsumowałam w takich oto kilku zdaniach:
      Głównym tematem powieści jest trudny etap dorastania młodych ludzi,
      często gubiących się na drodze realizacji swoich marzeń i celów,
      gdzieś pomiędzy zahamowaniami wyniesionymi z domu rodzinnego a brakiem
      funduszy na samorozwój. Grupa studentów, bo o nich mowa, próbuje
      poradzić sobie z problemami, również osobistymi, na własny sposób.
      Lidka boryka się z napisaniem powieści, trudną sytuacją na studiach i
      pokręconym życiem uczuciowym, co powoli doprowadza ją do szaleństwa.
      Czesław w końcu przyznaje się do bycia gejem, z czym nie może się
      pogodzić, bo w głębi serca kryje niezwykle mroczną tajemnicę.
      Ekscentryczna Szoszana zakochuje się w niewłaściwym mężczyźnie,
      Piernik uczy się funkcjonować w nowym akademickim otoczeniu, a Judyta
      stawia swoje pierwsze kroki na wyspie Honsiu. Wszystko to dzieje się w
      hipstersko-blokerskim Poznaniu, na granicy snu i jawy, podczas gdy za
      wschodnią granicą trwa walka Ukrainy o demokrację.

      Co myślisz? : )

      Usuń
  2. Ciekawy artykuł. Zapamiętam sobie to z planem wydarzeń, pisaniem nie po kolei i parę innych.
    Nie do końca zgadzam się z pisaniem do szuflady. Ktoś kiedyś powiedział, że nasze pierwsze kilkaset stron pisaniny nie powinno za żadne skarby świata być publikowane - po prostu nie i już. Na ile to prawda, nie wiem. Zmierzam jednak do tego, że trzeba mieć do siebie dystans i jeśli ktoś uważa, że to co napisał nie nadaje się do publikacji, ale było dobrym ćwiczeniem, to jest to dobra postawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że praca nie poszła na marne. : )

      To prawda, zgadzam się z "tym ktosiem". Oryginalny tekst stworzony podczas pierwszych prób literackich to niekoniecznie coś, czym można się chwalić, ale coś, na czym można budować i co można przeobrażać. Doskonały, plastyczny grunt do formowania porażek w sukcesy. Kiedy jednak wkładamy ten tekst do szuflady i nic z nim nie robimy, to po co w ogóle go stworzyliśmy? Opinia innych ludzi, którzy znają się bardziej od nas, na pewno by nie zaszkodziła.

      Usuń
  3. Lubię pisać, ale nie chcę wydać książki - czy jestem wynaturzeniem? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, bo przecież publikujesz swój tekst - tyle że na blogu. Nie chowasz całej swojej twórczości do szuflady. To by było głupie.

      Usuń
  4. Czytalo mi sie to z przyjemnoscia, lecz po lekturze nasuwa sie jedna refleksja. Dla kogo wlasciwie jest ten tekst? Nie przekona zatwardzialych milosnikow szuflady, ani nie pomoze tym ktorzy juz obrali swoja droge. Masz dobrze sformulowane i skonstruowane przemyslenia na temat samego procesu tworczego, ale dobry pisarz nie potrzebuje porad, tak jak w znanej anegdocie na temat Mozarta i poczatkujacego muzyka.
    Muzyk zapytal mistrza o to, jak tworzyc symfonie, a ten doradzil mu zaczac od podstaw i prostych form. Amator odparl, ze przeciez Wolfgang Amadeusz pisal skomplikowane i genialne utwory juz jako dziecko! Tak, odparl Mozart, ale ja nie potrzebowalem pytac, jak to sie robi.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego ten tekst "nie pomoże tym, którzy już obrali swoją drogę"?
      Dobry pisarz nie potrzebuje porad - nie zgadzam się. Dobry pisarz potrzebuje rad, by być jeszcze lepszym pisarzem. Droga do ideału jest daleka.
      Poza tym tekst kieruję do młodych literatów, którzy chcieliby, ale nie do końca w siebie wierzą lub z jakichś przyczyn nie mogą się zebrać do kupy.

      Usuń
  5. "Wygląda to tak, że ja opowiadam o mojej pasji (tak, tak, to pisarstwo), a ktoś odpowiada mi tekstem o szufladzie, bo nie wie, jak konstruktywnie wypowiedzieć się na temat działań na literackim polu. Jest też inna opcja. Teksty tej osoby są tak słabe, że faktycznie nie nadają się do niczego poza marnowaniem się wśród notatek z wykładów. A może osoba, która tworzy w ten sposób, jest pasjonatem, ale zakompleksionym, który nie potrafi ocenić prawdziwej wartości swoich utworów. To dopiero smutne. Warto takiej osobie pomóc, do czego gorąco zachęcam."

    Śmiechłam chędogo. To nie tak, że ludzie dzielą się na piszących źle i piszących na tyle dobrze, żeby wydawać. Istnieje grupa znajdująca się pośrodku i ta grupa stanowi większość. Większość piszących osób musi się nauczyć pisać na tyle dobrze, żeby móc to wydać.
    Poza tym strasznie paskudne śmierdzi to wywyższanie się ponad ludzi piszących do szuflady. Ich sprawa. Może im to wystarcza, niekoniecznie musi mieć związek z, eee, "wypowiedziami na temat działań na literackim polu".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zważ tylko na to, że jest niesamowicie dużo talentów ukrytych. Jeśli człowiek uwielbia coś robić, to nie powinien się z tym kryć, bo może wnieść dużo do życia innych ludzi. Gdyby Szymborska chowała się ze swoimi wierszami, skrzywdziłaby nie tylko siebie (chowanie swojego ja jest na dłuższą metę boleśnie męczące), ale i Polskę (naród zyskał coś bezcennego dzięki twórczości poetki, chociażby kolejny pozytywny akcent za granicą). Są osoby nieświadome swojego talentu. Uważam, że powinnością jednego człowieka wobec drugiego jest pomaganie mu i tzw. ciągnięcie w górę. Jeśli ktoś ma talent, niech go użytkuje, ku chwale swojej i narodu. Jeśli nie, to może powinien zająć się czymś innym, z czego będzie miał większą satysfakcję?

      Poza tym jeżeli dla Ciebie śmierdzi fakt, że jestem świadoma tego, co chcę w życiu robić, to pozdrawiam Twoje receptory węchu. Zawsze są dwie strony medalu. Uważasz, że się wywyższam? Może Twoja samoocena jest zaniżona?

      Usuń
  6. Pomijając...
    ...ciągłe upieranie się przy posiadaniu laptopa (jako użytkownicy komputera stacjonarnego przewracaliśmy oczami raz za razem... mamy jeszcze netbooka, znajomy pisze na komórce…)
    ...skreślanie ludzi, którzy czasami coś napiszą tylko dlatego, że im się nudzi i klepaniem w klawiszki można nieźle zabić czas lub dlatego, że coś ich rozbawiło, chcą sobie o tym napisać, a potem niech leży - będzie się z czego pośmiać za trzy lata, nic tak nie bawi jak własne, źle napisane, randomowe teksty sprzed lat;
    ...zakładanie, że jeśli pisanie jest twoim hobby, to musi być tym najpierwszym...
    …i takie tam kwiatki…
    …to naprawdę nie nazwałabym tego tekstu poradnikiem, a wynurzeniami "tak jest u mnie, może moje metody podsuną ci pomysły jak rozwiązać twoje problemy". Tak, jest różnica między jednym a drugim. Pierwsze jest autorytarne, drugie to pogaduchy i luźna wymiana informacji. Autorytarność w kwestiach "w jakich warunkach powinno się pisać" wydaje mi się wielce nie na miejscu, bo bardzo miło nam słyszeć, że ktoś ma swój ulubiony kącik i lubi pisać w bibliotece. Ja lubię pisać na lotniskach, dworcach, w pociągach i samolotach, na stacjach benzynowych przy autostradzie pałaszując zarazem zestaw z KFC, bo od dziesięciu godzin nic nie jadłam. Tak. Możemy pogadać o tym, co lubimy, ale żeby mi od razu narzucać, że mam sobie kącik zrobić? Jeśli pisze się do kogoś, kto już coś tworzyć próbuje, to raczej taka osoba wie, gdzie jej się dobrze pisze, a gdzie źle i dlaczego. ^^”
    Z inspiracjami też różnie. Idea słuszna, ale z dawkowaniem, to ja tego nie widzę. Często gęsto inspiruje mnie praca zawodowa i znajomi... pojęcia nie mam jak to sobie dawkować. Panie kierowniku, ja muszę na urlop, bo inspiracja mi się wypali/Nie, nie wyjdę dziś na piwo, bo za często ostatnio się widzimy. Przepraszam, ale troszku mnie to ubawiło. Tak, rozumiem ogólną ideę całego akapitu o tym, ale znowu ta autorytarność. Rób tak a tak. Naprawdę?

    I z komentarzy:
    "Poza tym tekst kieruję do młodych literatów, którzy chcieliby, ale nie do końca w siebie wierzą lub z jakichś przyczyn nie mogą się zebrać do kupy."
    A to jest urocze. Naprawdę? Bo ja mam wrażenie, że tekst skreśla całą ekipę ludzi, którzy nie rzucają się ze swoimi tekstami na internety, trzymają je właśnie w szufladzie, czasami wyciągają, dopieszczają, ale ciągle dojrzewają do wyjścia z nimi w świat. W świetle zawartych w "poradniku" opinii powinni chyba zmienić hobby i w ogóle się wstydzić. Motywatora tu nie znajdą.

    Naprawdę, powyższe jako poradnik zupełnie mi nie leży. Jako autorskie wynurzenia z kubka z herbatą i wstępniak do dyskusji "jak to u was" dużo bardziej i aż chce się pogadać, podumać i poporównywać, może co odkryć zaskakującego.
    Ale… Doceniam trud włożony w napisanie tego, w ułożenie z sensem myśli rozbieganych, ale nad tytułem jest napisane, że to poradnik. Dziwnie mi z tym. Wielce dziwnie… :/


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za opinię!

      Wszak nikogo nie skreślam i podobne teksty, dotyczące osobistych wynurzeń innych osób, związanych z ich pierwszymi utworami, bardzo mi w życiu pomogły.

      Pozdrawiam!

      Usuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine