Żeby
napisać dzieło literackie, nie wystarczy tylko mieć dużo czasu,
talent czy odpowiednie umiejętności. Nawet najwięksi pisarze
wiedzą, jak trudno przebrnąć przez napisanie dłuższego tekstu,
kiedy brak weny. Jeśli masz mnóstwo pomysłów, a zasiadasz przed
włączonym edytorem tekstu i nagle opętuje Cię paraliżujące
zniechęcenie, ten felieton jest zdecydowanie dla Ciebie. Pokaże,
jak być nieustannie zmotywowanym do pracy, zainspirowanym do pisania
i, co najważniejsze, skutecznie uporać się z zakończeniem utworu.
Jeśli jednak liczysz na głaskanie i klepanie po główce, nie
czytaj dalej. Ten esej to solidny kop w tyłek. Nie dla osób z
wrażliwym siedzeniem.
Znajdź
inspirację
To
nie jest trudne zadanie, o czym sam na pewno dobrze wiesz. Pytanie
brzmi: jak utrzymać inspirację przez dłuższy czas, by nie
stanowiła pojedynczego impulsu do napisania danego fragmentu?
Wielu
autorów inspiruje muzyka. Poszczególne piosenki świetnie wpasowują
się do wybranych scen, charakterów postaci czy sytuacji, w jakiej
znaleźli się w pewnym momencie bohaterowie. Zapisz ich tytuły i
stwórz playlistę. Słuchaj jej na chwilę przed rozpoczęciem
pisania, a również w trakcie czynności. Jeśli utwory zaczną Cię
rozpraszać, to zanim je wyłączysz, spróbuj przyciszyć. Bodźce
słuchowe są największym dystraktorem, co powiązane jest z dużym
wpływem dźwięku na zachowanie człowieka. Dlatego powiedzenie, że
muzyka łagodzi obyczaje, jest jak najbardziej trafne. Oczywiście,
zależnie od rodzaju muzyki, może ona nas wpędzić w dołka lub
poprawić humor. Ważny jest zatem jej odpowiedni, przemyślany
dobór.
Kiedy
jesteś w trakcie pisania jednego utworu, nie powinieneś wyprowadzać
się z określonego nastroju, tylko utrzymać go jak najdłużej.
Dlatego słuchanie radia, w którym emitowane są piosenki zupełnie
innego rodzaju, nie jest wskazane. Wówczas może Cię najść
zupełnie inny pomysł, który odciągnie od pisania jednego tekstu,
a zachęci do tworzenia drugiego.
Dobry
film, manga lub anime, kanon lekturowy czy ciekawe towarzystwo może
tak samo inspirować jak muzyka. Nieważne tak naprawdę, czym jest
nasza inspiracja, ważne, by trzymać się jej kurczowo i dawkować
ją sobie jak lekarstwo.
Zorganizuj
się
Przez
bardzo długi czas korzystałam z uroków życia, niczego nie
planując, robiąc harmider wszędzie wokół i usprawiedliwiając
się byciem artystką. Błąd. Po pierwsze, teraz uważam się za
rzemieślnika, a taki powinien mieć porządek w swoim warsztacie.
Wszystkie narzędzia muszą być pod ręką, by zdążyć oddać
dzieło do rąk w terminie. Po drugie, zdałam sobie sprawę, że
harmonogram nie jest moim wrogiem, ograniczającym wolność. Wręcz
przeciwnie. Rozpisane zadania na dzień po dniu to żaróweczki,
rozświetlające drogę do celu. (A o celu za chwilę).
Miejsce
do pisania powinno kojarzyć się tylko i wyłącznie z pisaniem.
Uszykujcie sobie kącik w pokoju, w który przeniesiecie laptopa albo
wybierzcie się do bibliotecznej czytelni, gdzie znajdziecie od razu
mnóstwo źródeł inspiracji. To ważne dla naszego komfortu
psychicznego. Podczas pisania nie powinniśmy myśleć o zbliżającym
się egzaminie (co jest możliwe i tak, ale ryzyko zmniejsza się,
gdy z biurka do nauki przeniesiemy się z pisaniem na przeznaczony do
tego stolik) albo o tym, co przygotować jutro na obiad (starajcie
się nie tworzyć w kuchni, podczas gdy mama albo współlokator
akurat pichcą obiad). Obok laptopa (albo w) warto mieć pomoc. To
kartki i długopis, gdyby trzeba było stworzyć coś na potem, coś
zanotować, zostawić sobie coś do sprawdzenia. To termos z kawą
albo kubek herbaty, jakieś słodycze (kiedy chce się nam czegoś
słodkiego, nie warto szarpać się z tą potrzebą – mózg
sygnalizuje nam, że pragnie glukozy, stanowiącej dla niego paliwo),
w moim przypadku zeszyt z ulubionymi cytatami oraz teczka z planem
zdarzeń, zapiskami odnośnie rozwojów wątku.
Spróbuj
pisać bez planu zdarzeń, a polegniesz. Przez wiele lat zaczynałam
powieści i ich nie kończyłam, bo teksty rozwlekały mi się jak
rękawy zużytego swetra. To, co mówi mój mistrz, John Irving, jest
całkiem jasnym przesłaniem: „[…] człowiek rozwija się tylko,
kończąc jedno, a zaczynając drugie”1.
Dlatego poświęciłam jedno popołudnie, by zawrzeć wszystko, co
chciałam w powieści, na kratkowanych kartkach wyrwanych z zeszytu.
Jeśli na coś nie miałam pomysłu, musiałam to wymyślić przed
zaczęciem pisania utworu. Dzięki temu całość była spójna.
Ponadto każde opisane wydarzenie z planu oznaczałam zielonym
zakreślaczem. Nie pisałam po kolei, bo były fragmenty, o których
zwyczajnie nie chciało mi się nawet myśleć. Ale kiedy zielonych
pól przybywało, cieszyłam się coraz bardziej. Wiedziałam, że
jeśli nie przebrnę przez opuszczone momenty, zwyczajnie nie
skończę, a przecież meta już o krok…! Dlatego spięłam
pośladki i napisałam to, co nie wydawało mi się porywające w
mojej głowie, ale w edytorze tekstu wyglądało już zupełnie
inaczej i mogłam się skupić na dopieszczaniu oraz polepszaniu
jakości mojego dzieła.
Trzeba
również wyznaczyć sobie kilka celów. Polecam papier i markery.
Cel
główny: publikacja książki.
No
bo po co piszemy, jeśli nie chcemy, by ktoś przeczytał nasze
dzieło? Jeśli ktoś mi mówi, że owszem, pisze, ale do szuflady,
to nie wiem, czy roześmiać mu się w twarz, czy rozpłakać.
Najczęściej po prostu nie chce mi się wierzyć w takie brednie i
traktuję takie oświadczenie zdawkowo, bez większej uwagi. Wygląda
to tak, że ja opowiadam o mojej pasji (tak, tak, to pisarstwo), a
ktoś odpowiada mi tekstem o szufladzie, bo nie wie, jak
konstruktywnie wypowiedzieć się na temat działań na literackim
polu. Jest też inna opcja. Teksty tej osoby są tak słabe, że
faktycznie nie nadają się do niczego poza marnowaniem się wśród
notatek z wykładów. A może osoba, która tworzy w ten sposób,
jest pasjonatem, ale zakompleksionym, który nie potrafi ocenić
prawdziwej wartości swoich utworów. To dopiero smutne. Warto takiej
osobie pomóc, do czego gorąco zachęcam.
Cel podstawowy: napisanie książki.
Bez
gotowego dzieła nijak starać się o publikację. Oczywiście,
niektóre wydawnictwa stwierdzają, że jasne, można im opchnąć ze
dwa, trzy rozdziały i plan zdarzeń, ale powiem Wam z doświadczenia,
iż w przypadku debiutantów to nie jest najlepszy pomysł. Prawdziwy
redaktor (a nawet recenzent czy po prostu fan czytania) zdaje sobie
sprawę z tego, że nie można oceniać całej książki po
kilkudziesięciu stronach. Nic nikomu nie zarzucam, gdzieżbym
śmiała, aczkolwiek lepiej zacznijmy od stworzenia materiału,
którym można będzie się pochwalić, a nie odwrotnie. Chwalenie
się bez osiągnięć to to, co najczęściej wystawia nas na śmiech
innych. Sama przez to przeszłam, kiedy otrzymałam pierwszą
pozytywną odpowiedź od wydawnictwa. Oczywiście od razu obwieściłam
radosną nowinę niemalże każdemu, kogo spotkałam na swojej
drodze. Był to miesiąc albo dwa temu. Czy wydałam książkę?
Wciąż nie. A mnóstwo osób dopytuje się teraz, kiedy będą mogli
kupić moje dzieło w Empiku. Nieprędko, odpowiadam za każdym
razem, uśmiechając się ze skruchą. A oczami wyobraźni rozpędzam
się i z impetem uderzam całym ciałem w najbliższy mur. Nie
polecam, niezbyt finezyjne uczucie. Lepiej trzymać język za zębami
i czynami, i dążyć sumiennie do sukcesu. W każdej dziedzinie
życia, nie tylko, jeśli chodzi o pisanie.
Cel
cząstkowy: stworzenie fragmentu tekstu.
Ani
to odkrywcze, ani oryginalne, że nie da się zrobić czegoś z
niczego. Pisanie rozdziałami jest mozolne. Osobiście preferuję
metodę polegającą na opisaniu jednej sytuacji wchodzącej w ciąg
fabularny dziennie. A jak się uda, to nawet dwie. Ważna jest
systematyczność. Trzeba wciąż znajdować się w jednym temacie,
by nie wybić się z rytmu. Gdy wracam do przerwanych w połowie
tekstów, często zastanawiam się, o co mi w nich chodziło i jak
chciałam dalej poprowadzić narrację, bo zupełnie nie pamiętam.
Czasem nawet zdarza mi się znaleźć fragment, którego w ogóle nie
mogę sobie przypomnieć. Zastanawiam się wtedy, czy aby na pewno ja
to pisałam. Dziwne uczucie. Pewnie tak miał William S. Burroughs,
kiedy Jack Kerouac i Allen Ginsberg pokazywali mu skrawki powieści
jego autorstwa, a on za cholerę nie pamiętał żadnego szczegółu
związanego z „Nagim Lunchem”2.
Tyle że on był po prochach, a nasze mózgi różniły się tym, że
jego był genialny, a mój lubi się resetować, gdy ma za dużo
danych.
Ustal
sobie, że piszesz każdego dnia jakiś wybrany fragment3.
Uświadom sobie, że jesteś ponad wenę. Jej obecność może być
pomocą, ale jej brak nie musi być przeszkodą. Bez pracy nie ma
wyniku. Nigdy nie było. To tak samo jak ze zbieraniem punktów.
Jedziesz na Orlen, tankujesz, zbierasz punkty na kartę. Ale musisz
zatankować kilkanaście razy, zanim zgarniesz darmowego hot-doga,
prawda?
Znajdź
czytelnika
Wystarczy
jeden, który będzie czytał to, co wyjdzie Ci spod pióra. Jego
komentarze z pewnością pomogą w dalszym tworzeniu. Taki czytelnik
(przyjaciel, znajomy, nieznajomy z forum literackiego, ktokolwiek,
byle umiał czytać i konstruktywnie wypowiadać się w temacie) od
razu wyłapie błędy w tekście oraz niespójności, będące dla
autora często niezauważalnymi. Od razu skonfrontujesz się z
krytyką. Albo negatywną i nauczysz się ją olewać lub też dążyć
będziesz do tego, by Twój tekst stawał się coraz lepszy, albo
pozytywną, która natchnie Cię do szybszego pisania.
Nie
zniechęcaj się
Negatywna
opinia często wyprowadza z równowagi, zwłaszcza, gdy pada z ust
bliskiej nam osoby. Pamiętaj jednak: nie od razu Rzym zbudowano.
Ciężka harówka tysięcy ludzi szła na marne, gdy jeden dupek
podłożył ogień w centrum i całe miasto spłonęło (czyt.
Neron). Następni ludzie jednak odbudowywali miasto. Łatwiej oraz
przyjemniej może byłoby nie dopuścić do pożaru, ale nie możemy
w całości odciąć się od płomiennej krytyki. To dzięki niej
stajemy się lepsi. Im częściej zadawane są razy, tym silniejsi
jesteśmy. Dlatego każdy epizod, gdy ktoś wygwiżdże nasz
skończony utwór, albo w trakcie aktu tworzenia rzuci tekstem w
stylu: „Pieprz to, i tak nie skończysz, a jak już, to nikt i tak
tego nie będzie chciał czytać”, traktuj jako środek do celu. I
wynotowuj sobie nazwiska ludzi, którzy tak się wobec Ciebie
zachowali. Wtedy, kiedy już Twoje dzieło zostanie opublikowane, a
Ty otrzymasz od wydawnictwa egzemplarze autorskie, będziesz mógł
spotkać się z tymi osobami i wręczyć im książki z dedykacją.
Miło będzie popatrzeć na ich zszokowane buźki, czyż nie?
Robert
Korzeniowski postawił sobie za cel zostanie mistrzem olimpijskim. Na
kartce w prawym dolnym rogu przylepił swoje zdjęcie i dorysował
pod nim złoty medal. Codziennie chodził na treningi. Po każdym
dniu, w którym nie chciało mu się przejść wyznaczonej liczby
kilometrów oraz wykonać niezbędnych ćwiczeń, stawiał po lewej
stronie kreskę. Docelowo kreski te miały tworzyć napis „NIE
BĘDZIESZ”. I tak, w całym roku, przez 365 dni, Korzeniowski
postawił niespełna osiem kresek. Tworzące się w ten sposób słowo
„NIE” natchnęło go taką energią, że stwierdził, iż nie
dopuści do narysowania kolejnej kreski. Skutek? Na najbliższych
Igrzyskach Olimpijskich w Sydney w 2000 roku zdobył dwa złote
medale.
Sportowcy
wiedzą, że bez treningu nie ma efektów. Bieganie jest bardzo
bliskie pracy pisarza. Ażeby osiągnąć wynik, trzeba ćwiczyć
bezustannie. Pisze o tym nie tylko John Irving, ale i Haruki
Murakami, choćby w „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu”.
Dla wybitnego japońskiego pisarza uczestniczenie w maratonach wiąże
się nierozerwalnie z jego twórczością literacką.
Otrzymałeś
ode nie kilka oczywistych, lecz ważnych rad. Wiesz, że mam rację,
bo już dawno sam do takich wniosków doszedłeś. Problem był tylko
z wcieleniem ich w życie. Ale jak nie teraz, to kiedy? Masz
wszystko, czego Ci potrzeba. Masz pomysły, masz kartkę i długopis,
pewnie laptopa, może nawet maszynę do pisania marki Clark Nova. Nie
masz czasu? To go znajdź. Inteligentny człowiek potrafi
zmanipulować dobę i rozciągnąć ją do chociażby dwudziestu
siedmiu godzin. O ile dobrze gospodaruje swoim harmonogramem. Jeśli
uważasz, że naprawdę nie masz czasu na pisanie, to wydaje mi się,
że to i lepiej. Tylko ludzie, którzy podchodzą poważnie do swoich
pasji, mogą z nich ulepić naprawdę piękne oraz wartościowe
rzeczy. Mówisz, że nie masz czasu na pisanie, to znaczy, że nie
traktujesz tego poważnie.
Odpowiedz
sobie na pytanie, co jest dla Ciebie naprawdę istotne w życiu. I
jeśli w tych odpowiedziach znajdzie się pisanie, to obierz je jako
priorytet. Jeśli nie – daruj sobie. Jest wielu przeciętnych
literatów, o których nikt nie słyszał, lecz których książki
stoją na półce w księgarni. Jeżeli tylko o to Ci chodzi – w
porządku. Licz się jednak z tym, że szanowani są ci, którzy
angażują się na sto procent, a nie ci, którzy wolą
usprawiedliwiać się tanimi wymówkami i mówić, jacy to są fajni,
i zdolni, i że wszystko jest dla nich proste jak pierdnięcie, i że
gdyby tylko chcieli, to stworzyliby arcydzieło. No i co z tego?
Swoim gadaniem marnują tylko powietrze.
Teraz
jest ten moment. Zdecyduj, czy chcesz całe życie snuć marzenia o
byciu sławnym pisarzem, czy nim BYĆ.
Emilia
Teofila Nowak
1
John Irving, Świat według Garpa
2
David Cronenberg, „Nagi Lunch”.
3
WAŻNE: fragment tekstu, nie fragment czasu. Czasem jedno zdanie
można pisać godzinę i takim sposobem doczekać się pośmiertnego
wydania swojej debiutanckiej powieści. Więcej sensu już ma
nastawienie się na napisanie danej ilości stron, ale i taki system
potrafi gubić, bo można napisać dziesięć stron dziennie, ale
dziesięć przeciętnych stron jest naturalnie gorsze niż jedna
strona przemyślanego majstersztyku.
Wydaje mi się, że masz całkiem sporo racji w tym, co mówisz - a jakże, bo przecież i ja już do tych wniosków doszłam. Grunt to trzymać się harmonogramu - w tym jestem kiepska, ale grunt to ćwiczenie, czyż nie?
OdpowiedzUsuńTrafna uwaga z ludźmi, którzy piszą do szuflady - trochę nigdy nie rozumiałam. Pisze się po to, żeby ktoś to kiedyś przeczytał. Nawet pamiętnik.
Notabene - opowiesz mi, co to za powieść? :)
No tak, każdy dojdzie do podobnych, jeśli nie identycznych wniosków, ale wiedzieć to jedno, a UŚWIADOMIĆ sobie to naprawdę coś innego.
UsuńRozsyłając materiał do wydawnictw, powieść podsumowałam w takich oto kilku zdaniach:
Głównym tematem powieści jest trudny etap dorastania młodych ludzi,
często gubiących się na drodze realizacji swoich marzeń i celów,
gdzieś pomiędzy zahamowaniami wyniesionymi z domu rodzinnego a brakiem
funduszy na samorozwój. Grupa studentów, bo o nich mowa, próbuje
poradzić sobie z problemami, również osobistymi, na własny sposób.
Lidka boryka się z napisaniem powieści, trudną sytuacją na studiach i
pokręconym życiem uczuciowym, co powoli doprowadza ją do szaleństwa.
Czesław w końcu przyznaje się do bycia gejem, z czym nie może się
pogodzić, bo w głębi serca kryje niezwykle mroczną tajemnicę.
Ekscentryczna Szoszana zakochuje się w niewłaściwym mężczyźnie,
Piernik uczy się funkcjonować w nowym akademickim otoczeniu, a Judyta
stawia swoje pierwsze kroki na wyspie Honsiu. Wszystko to dzieje się w
hipstersko-blokerskim Poznaniu, na granicy snu i jawy, podczas gdy za
wschodnią granicą trwa walka Ukrainy o demokrację.
Co myślisz? : )
Ciekawy artykuł. Zapamiętam sobie to z planem wydarzeń, pisaniem nie po kolei i parę innych.
OdpowiedzUsuńNie do końca zgadzam się z pisaniem do szuflady. Ktoś kiedyś powiedział, że nasze pierwsze kilkaset stron pisaniny nie powinno za żadne skarby świata być publikowane - po prostu nie i już. Na ile to prawda, nie wiem. Zmierzam jednak do tego, że trzeba mieć do siebie dystans i jeśli ktoś uważa, że to co napisał nie nadaje się do publikacji, ale było dobrym ćwiczeniem, to jest to dobra postawa.
Cieszę się, że praca nie poszła na marne. : )
UsuńTo prawda, zgadzam się z "tym ktosiem". Oryginalny tekst stworzony podczas pierwszych prób literackich to niekoniecznie coś, czym można się chwalić, ale coś, na czym można budować i co można przeobrażać. Doskonały, plastyczny grunt do formowania porażek w sukcesy. Kiedy jednak wkładamy ten tekst do szuflady i nic z nim nie robimy, to po co w ogóle go stworzyliśmy? Opinia innych ludzi, którzy znają się bardziej od nas, na pewno by nie zaszkodziła.
Lubię pisać, ale nie chcę wydać książki - czy jestem wynaturzeniem? ;)
OdpowiedzUsuńNie, bo przecież publikujesz swój tekst - tyle że na blogu. Nie chowasz całej swojej twórczości do szuflady. To by było głupie.
UsuńCzytalo mi sie to z przyjemnoscia, lecz po lekturze nasuwa sie jedna refleksja. Dla kogo wlasciwie jest ten tekst? Nie przekona zatwardzialych milosnikow szuflady, ani nie pomoze tym ktorzy juz obrali swoja droge. Masz dobrze sformulowane i skonstruowane przemyslenia na temat samego procesu tworczego, ale dobry pisarz nie potrzebuje porad, tak jak w znanej anegdocie na temat Mozarta i poczatkujacego muzyka.
OdpowiedzUsuńMuzyk zapytal mistrza o to, jak tworzyc symfonie, a ten doradzil mu zaczac od podstaw i prostych form. Amator odparl, ze przeciez Wolfgang Amadeusz pisal skomplikowane i genialne utwory juz jako dziecko! Tak, odparl Mozart, ale ja nie potrzebowalem pytac, jak to sie robi.
Pozdrawiam.
Dlaczego ten tekst "nie pomoże tym, którzy już obrali swoją drogę"?
UsuńDobry pisarz nie potrzebuje porad - nie zgadzam się. Dobry pisarz potrzebuje rad, by być jeszcze lepszym pisarzem. Droga do ideału jest daleka.
Poza tym tekst kieruję do młodych literatów, którzy chcieliby, ale nie do końca w siebie wierzą lub z jakichś przyczyn nie mogą się zebrać do kupy.
"Wygląda to tak, że ja opowiadam o mojej pasji (tak, tak, to pisarstwo), a ktoś odpowiada mi tekstem o szufladzie, bo nie wie, jak konstruktywnie wypowiedzieć się na temat działań na literackim polu. Jest też inna opcja. Teksty tej osoby są tak słabe, że faktycznie nie nadają się do niczego poza marnowaniem się wśród notatek z wykładów. A może osoba, która tworzy w ten sposób, jest pasjonatem, ale zakompleksionym, który nie potrafi ocenić prawdziwej wartości swoich utworów. To dopiero smutne. Warto takiej osobie pomóc, do czego gorąco zachęcam."
OdpowiedzUsuńŚmiechłam chędogo. To nie tak, że ludzie dzielą się na piszących źle i piszących na tyle dobrze, żeby wydawać. Istnieje grupa znajdująca się pośrodku i ta grupa stanowi większość. Większość piszących osób musi się nauczyć pisać na tyle dobrze, żeby móc to wydać.
Poza tym strasznie paskudne śmierdzi to wywyższanie się ponad ludzi piszących do szuflady. Ich sprawa. Może im to wystarcza, niekoniecznie musi mieć związek z, eee, "wypowiedziami na temat działań na literackim polu".
Zważ tylko na to, że jest niesamowicie dużo talentów ukrytych. Jeśli człowiek uwielbia coś robić, to nie powinien się z tym kryć, bo może wnieść dużo do życia innych ludzi. Gdyby Szymborska chowała się ze swoimi wierszami, skrzywdziłaby nie tylko siebie (chowanie swojego ja jest na dłuższą metę boleśnie męczące), ale i Polskę (naród zyskał coś bezcennego dzięki twórczości poetki, chociażby kolejny pozytywny akcent za granicą). Są osoby nieświadome swojego talentu. Uważam, że powinnością jednego człowieka wobec drugiego jest pomaganie mu i tzw. ciągnięcie w górę. Jeśli ktoś ma talent, niech go użytkuje, ku chwale swojej i narodu. Jeśli nie, to może powinien zająć się czymś innym, z czego będzie miał większą satysfakcję?
UsuńPoza tym jeżeli dla Ciebie śmierdzi fakt, że jestem świadoma tego, co chcę w życiu robić, to pozdrawiam Twoje receptory węchu. Zawsze są dwie strony medalu. Uważasz, że się wywyższam? Może Twoja samoocena jest zaniżona?
Pomijając...
OdpowiedzUsuń...ciągłe upieranie się przy posiadaniu laptopa (jako użytkownicy komputera stacjonarnego przewracaliśmy oczami raz za razem... mamy jeszcze netbooka, znajomy pisze na komórce…)
...skreślanie ludzi, którzy czasami coś napiszą tylko dlatego, że im się nudzi i klepaniem w klawiszki można nieźle zabić czas lub dlatego, że coś ich rozbawiło, chcą sobie o tym napisać, a potem niech leży - będzie się z czego pośmiać za trzy lata, nic tak nie bawi jak własne, źle napisane, randomowe teksty sprzed lat;
...zakładanie, że jeśli pisanie jest twoim hobby, to musi być tym najpierwszym...
…i takie tam kwiatki…
…to naprawdę nie nazwałabym tego tekstu poradnikiem, a wynurzeniami "tak jest u mnie, może moje metody podsuną ci pomysły jak rozwiązać twoje problemy". Tak, jest różnica między jednym a drugim. Pierwsze jest autorytarne, drugie to pogaduchy i luźna wymiana informacji. Autorytarność w kwestiach "w jakich warunkach powinno się pisać" wydaje mi się wielce nie na miejscu, bo bardzo miło nam słyszeć, że ktoś ma swój ulubiony kącik i lubi pisać w bibliotece. Ja lubię pisać na lotniskach, dworcach, w pociągach i samolotach, na stacjach benzynowych przy autostradzie pałaszując zarazem zestaw z KFC, bo od dziesięciu godzin nic nie jadłam. Tak. Możemy pogadać o tym, co lubimy, ale żeby mi od razu narzucać, że mam sobie kącik zrobić? Jeśli pisze się do kogoś, kto już coś tworzyć próbuje, to raczej taka osoba wie, gdzie jej się dobrze pisze, a gdzie źle i dlaczego. ^^”
Z inspiracjami też różnie. Idea słuszna, ale z dawkowaniem, to ja tego nie widzę. Często gęsto inspiruje mnie praca zawodowa i znajomi... pojęcia nie mam jak to sobie dawkować. Panie kierowniku, ja muszę na urlop, bo inspiracja mi się wypali/Nie, nie wyjdę dziś na piwo, bo za często ostatnio się widzimy. Przepraszam, ale troszku mnie to ubawiło. Tak, rozumiem ogólną ideę całego akapitu o tym, ale znowu ta autorytarność. Rób tak a tak. Naprawdę?
I z komentarzy:
"Poza tym tekst kieruję do młodych literatów, którzy chcieliby, ale nie do końca w siebie wierzą lub z jakichś przyczyn nie mogą się zebrać do kupy."
A to jest urocze. Naprawdę? Bo ja mam wrażenie, że tekst skreśla całą ekipę ludzi, którzy nie rzucają się ze swoimi tekstami na internety, trzymają je właśnie w szufladzie, czasami wyciągają, dopieszczają, ale ciągle dojrzewają do wyjścia z nimi w świat. W świetle zawartych w "poradniku" opinii powinni chyba zmienić hobby i w ogóle się wstydzić. Motywatora tu nie znajdą.
Naprawdę, powyższe jako poradnik zupełnie mi nie leży. Jako autorskie wynurzenia z kubka z herbatą i wstępniak do dyskusji "jak to u was" dużo bardziej i aż chce się pogadać, podumać i poporównywać, może co odkryć zaskakującego.
Ale… Doceniam trud włożony w napisanie tego, w ułożenie z sensem myśli rozbieganych, ale nad tytułem jest napisane, że to poradnik. Dziwnie mi z tym. Wielce dziwnie… :/
Dzięki za opinię!
UsuńWszak nikogo nie skreślam i podobne teksty, dotyczące osobistych wynurzeń innych osób, związanych z ich pierwszymi utworami, bardzo mi w życiu pomogły.
Pozdrawiam!