Film
zaczął się od ptaków, skończył się ptakami i tytuł też ma
„Ptaki”. Stworzony przez Alfreda Hitchcocka uważany jest za
klasykę thrillera – Hitchcock wykorzystał w swoim filmie historię
du Maurier i choć to jego inną produkcję uznaje się za
najstraszniejszą („Psychoza”) ta również plasuje się wysoko.
Mogę powiedzieć że i słusznie.
Fabuła
jest łatwa w zrozumieniu, choć ma w sobie oczywiście i odrobinę
tajemnicy – główna bohaterka jest piękną, bogatą, młodą
kobietą o imieniu Melanie Daniels, która w sklepie zoologicznym
spotyka pewnego pięknego i młodego prawnika – Mitcha Brennera.
Melanie po krótkiej rozmowie jest tak zaintrygowana Mitchem, że
postanawia go odwiedzić; gdy przyjeżdża do Bodega Bay, zaczynają
dziać się dziwne wydarzenia – najpierw samotna mewa rani ją w
głowę, a po paru godzinach atakuje ją (i resztę ludzi) już cała
chmara innych ptaków, doprowadzając do śmierci kilku osób.
Dlaczego, nie wie nikt.
Samą
produkcję uważam za dobrą i wartą zobaczenia (choć należy
pamiętać, że film został nakręcony w '63 roku i przymknąć oko
na zabiegi, które dla współczesnego widza pewnie wydają się
śmieszne), przede wszystkim ze względu na jej klasyczność. Łatwo
zrozumieć, dlaczego „Ptaki” szybko stały się fenomenem –
Hitchcock elementy codzienności kreuje jako pierwiastki horroru,
które można zauważyć każdego dnia. Tworzy nastój i sytuację, w
których widz łatwo może siebie wyobrazić, przez co prościej jest
mu wczuć się w emocje bohaterów, a tym samym – również zacząć
się bać.
Zdziwiło
mnie kilka aspektów – po pierwsze, może nieco naiwnie,
spodziewałam się czarno-białego filmu w stylu „Draculi”, a
spotkałam się ze śliczną zieloną garsonką albo kolorowymi
papużkami. Co jednak najbardziej się wyróżniało to fakt, że
Hitchock niemal w ogóle nie wykorzystał muzyki w tworzeniu
„Ptaków”. Choć z jednej strony rozumiem ten zabieg, bo
spotęgował on napięcie szczególnie w ostatniej scenie, sądzę,
że reżyser mógł wykorzystać jej więcej w trakcie trwania
filmu; osiągnąłby swój cel, a przy okazji sprawiłby, że
poszczególne sceny nie byłyby nudnawe.
Zakończenie
filmu i jego ostatnia scena też na początku nie zaspokoiły moich
wymagań – oczekiwałam czegoś bardziej... może nie brutalnego,
ale tragicznego. Nic takiego się nie stało; można powiedzieć, że
„Ptaki” zakończyły się dobrze, chociaż Hitchcock pokierował
wydarzeniami w ten sposób, że tak naprawdę wszystkiego możemy się
jedynie domyślać. Co uważam za plus, oczywiście, bo reżyser
zmusza do zastanowienia się nad swoim tworem.
Postać
Melanie również też była tą częścią filmu, która nie za
bardzo przypadła mi do gustu – szczególnie przez pierwszą połowę
„Ptaków”. Jest to jedna z tych bohaterek, które są piękne
przez cały czas – nieistotne, czy to w momencie wyprawy do sklepu,
czy w momencie, w którym atakowały ją ptaki; wciąż miała
identyczną minę. Nie spodobała mi się od samego początku ta
groteskowa postać – która w nienagannej fryzurze i z nogą
założoną na nogę sterowała brudną łódką. Można to odczytać
jako pokazanie kobiety ponętnej, ale silnej i zaradnej, ale te
sytuacje wydały mi się raczej nieco zabawne; podobnie jak wątek
miłosny, który wywiązał się między Melanie a Mitchem, choć
gdyby go nie było – z pewnością czegoś by brakowało.
Oczywiście,
trudno mówić o straszności lub jej braku jakiegoś filmu, który
stworzony został pięćdziesiąt lat temu – dzisiejsze możliwości
reżyserów ogromnie ułatwiają im zadanie, dlatego wprowadzenie
widza w odpowiedni nastrój staje się łatwiejsze; to wszystko
sprawia, że trudno nas dzisiaj wystraszyć. Niemniej jednak u
Hitchcocka pojawiły się momenty, w których zabiło mi mocniej
serce (na przykład w najlepszej według mnie scenie, w której to
dzieci atakowane są przez ptaki), i na pewno ten film pokazuje go
jako mistrza tworzenia napięcia.
halska.
Brzmi interesująco. :) Chociażby przez sam tytuł i gatunek.
OdpowiedzUsuńPamiętam ten film z mojego dzieciństwa. Wywołał we mnie takie przerażenie (jak na moją małoletność dość oczywiste), że do dziś migają mi w głowie pojedyncze sceny. Na przykład ta z zabijaniem okien, drzwi i ostatnia- gdy już wychodzą z domu. Dreszcz emocji ;-)
OdpowiedzUsuńWitam! Ostatnio zaczęłam trochę krążyć w literackim świecie, trafiłam na tego bloga :)
OdpowiedzUsuńStanowczo dodaje go do tych ulubionych, bardzo dużo ciekawych tekstów. Wszystko to jest interesujące nad wymiar, a tak jednak mało czasu mam.
Będę tutaj zaglądać, zapraszam również do siebie.
http://zdezerterowac.blogspot.com/
Proszę nie traktować tego jako formę reklamy, często tutaj wcześniej zaglądałam - bardziej anonimowo.