Prozaicy to blog, na którym organizowane są konkursy literackie, od czasu do czasu pojawią się różne porady dotyczące pisania, wskazówki albo recenzje, felietony, reportaże. Blog ma na celu nie tylko popularyzowanie wśród młodych osób czytanie książek, ale też zachęcanie do tworzenia własnych opowiadań i powieści, które w przyszłości mają szanse pojawić się na domowych biblioteczkach.
Kontakt: E-MAIL: PROZAICY@VP.PL oraz FACEBOOK: TUTAJ

Ptaki, reż. Alfred Hitchcock (1963)


Film zaczął się od ptaków, skończył się ptakami i tytuł też ma „Ptaki”. Stworzony przez Alfreda Hitchcocka uważany jest za klasykę thrillera – Hitchcock wykorzystał w swoim filmie historię du Maurier i choć to jego inną produkcję uznaje się za najstraszniejszą („Psychoza”) ta również plasuje się wysoko. Mogę powiedzieć że i słusznie.

Fabuła jest łatwa w zrozumieniu, choć ma w sobie oczywiście i odrobinę tajemnicy – główna bohaterka jest piękną, bogatą, młodą kobietą o imieniu Melanie Daniels, która w sklepie zoologicznym spotyka pewnego pięknego i młodego prawnika – Mitcha Brennera. Melanie po krótkiej rozmowie jest tak zaintrygowana Mitchem, że postanawia go odwiedzić; gdy przyjeżdża do Bodega Bay, zaczynają dziać się dziwne wydarzenia – najpierw samotna mewa rani ją w głowę, a po paru godzinach atakuje ją (i resztę ludzi) już cała chmara innych ptaków, doprowadzając do śmierci kilku osób. Dlaczego, nie wie nikt.


Samą produkcję uważam za dobrą i wartą zobaczenia (choć należy pamiętać, że film został nakręcony w '63 roku i przymknąć oko na zabiegi, które dla współczesnego widza pewnie wydają się śmieszne), przede wszystkim ze względu na jej klasyczność. Łatwo zrozumieć, dlaczego „Ptaki” szybko stały się fenomenem – Hitchcock elementy codzienności kreuje jako pierwiastki horroru, które można zauważyć każdego dnia. Tworzy nastój i sytuację, w których widz łatwo może siebie wyobrazić, przez co prościej jest mu wczuć się w emocje bohaterów, a tym samym – również zacząć się bać.

Zdziwiło mnie kilka aspektów – po pierwsze, może nieco naiwnie, spodziewałam się czarno-białego filmu w stylu „Draculi”, a spotkałam się ze śliczną zieloną garsonką albo kolorowymi papużkami. Co jednak najbardziej się wyróżniało to fakt, że Hitchock niemal w ogóle nie wykorzystał muzyki w tworzeniu „Ptaków”. Choć z jednej strony rozumiem ten zabieg, bo spotęgował on napięcie szczególnie w ostatniej scenie, sądzę, że reżyser mógł wykorzystać jej więcej w trakcie trwania filmu; osiągnąłby swój cel, a przy okazji sprawiłby, że poszczególne sceny nie byłyby nudnawe.
Zakończenie filmu i jego ostatnia scena też na początku nie zaspokoiły moich wymagań – oczekiwałam czegoś bardziej... może nie brutalnego, ale tragicznego. Nic takiego się nie stało; można powiedzieć, że „Ptaki” zakończyły się dobrze, chociaż Hitchcock pokierował wydarzeniami w ten sposób, że tak naprawdę wszystkiego możemy się jedynie domyślać. Co uważam za plus, oczywiście, bo reżyser zmusza do zastanowienia się nad swoim tworem.

Postać Melanie również też była tą częścią filmu, która nie za bardzo przypadła mi do gustu – szczególnie przez pierwszą połowę „Ptaków”. Jest to jedna z tych bohaterek, które są piękne przez cały czas – nieistotne, czy to w momencie wyprawy do sklepu, czy w momencie, w którym atakowały ją ptaki; wciąż miała identyczną minę. Nie spodobała mi się od samego początku ta groteskowa postać – która w nienagannej fryzurze i z nogą założoną na nogę sterowała brudną łódką. Można to odczytać jako pokazanie kobiety ponętnej, ale silnej i zaradnej, ale te sytuacje wydały mi się raczej nieco zabawne; podobnie jak wątek miłosny, który wywiązał się między Melanie a Mitchem, choć gdyby go nie było – z pewnością czegoś by brakowało.

Oczywiście, trudno mówić o straszności lub jej braku jakiegoś filmu, który stworzony został pięćdziesiąt lat temu – dzisiejsze możliwości reżyserów ogromnie ułatwiają im zadanie, dlatego wprowadzenie widza w odpowiedni nastrój staje się łatwiejsze; to wszystko sprawia, że trudno nas dzisiaj wystraszyć. Niemniej jednak u Hitchcocka pojawiły się momenty, w których zabiło mi mocniej serce (na przykład w najlepszej według mnie scenie, w której to dzieci atakowane są przez ptaki), i na pewno ten film pokazuje go jako mistrza tworzenia napięcia.

halska.

3 komentarze:

  1. Brzmi interesująco. :) Chociażby przez sam tytuł i gatunek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam ten film z mojego dzieciństwa. Wywołał we mnie takie przerażenie (jak na moją małoletność dość oczywiste), że do dziś migają mi w głowie pojedyncze sceny. Na przykład ta z zabijaniem okien, drzwi i ostatnia- gdy już wychodzą z domu. Dreszcz emocji ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam! Ostatnio zaczęłam trochę krążyć w literackim świecie, trafiłam na tego bloga :)
    Stanowczo dodaje go do tych ulubionych, bardzo dużo ciekawych tekstów. Wszystko to jest interesujące nad wymiar, a tak jednak mało czasu mam.

    Będę tutaj zaglądać, zapraszam również do siebie.
    http://zdezerterowac.blogspot.com/

    Proszę nie traktować tego jako formę reklamy, często tutaj wcześniej zaglądałam - bardziej anonimowo.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine