Prozaicy to blog, na którym organizowane są konkursy literackie, od czasu do czasu pojawią się różne porady dotyczące pisania, wskazówki albo recenzje, felietony, reportaże. Blog ma na celu nie tylko popularyzowanie wśród młodych osób czytanie książek, ale też zachęcanie do tworzenia własnych opowiadań i powieści, które w przyszłości mają szanse pojawić się na domowych biblioteczkach.
Kontakt: E-MAIL: PROZAICY@VP.PL oraz FACEBOOK: TUTAJ

Co i jak, czyli polonistyka z pierwszej ręki


                Filologia polska – oto właśnie najbardziej humanistyczny z humanistycznych kierunków. To wręcz ich królowa – bezwzględnie wymagająca, nieznosząca ignorancji, a jednak mająca do zaoferowania naprawdę wiele dla swoich poddanych. W tym przypadku: studentów, z których sporo marzy o byciu pisarzami i dlatego decydują się na studiowanie polonistyki.

                Osobiście byłam zdecydowana na podjęcie nauki właśnie na tym kierunku już od pierwszej klasy podstawówki. Jedynym godnym uniwersytetem (cóż, przeważyła generalnie niewielka odległość) wydawał mi się Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu i tam też złożyłam papiery po zdaniu matury. Dostałam się w pierwszym naborze, uzyskawszy nienajgorsze, ale całkiem przeciętne wyniki z egzaminu dojrzałości, więc nie martwcie się. Z tego, co wiem, polonistyki, nieważne, czy to w Krakowie, Warszawie, Wrocławiu, Gdańsku czy innym mieście, zawsze szeroko otwierają ramiona, by przygarnąć do siebie jak najwięcej studentów. Co prawda wielu później rezygnuje, bo zderzenie z rzeczywistością okazuje się być zbyt bolesne. Musicie bowiem wiedzieć, że polonistyka dla większości osób, nie będących jej pasjonatami, potrafi być wyboistą drogą. Z wieloma ostrymi zakrętami, zarwanymi mostami, pod którymi płynie porywista rzeka, przepaściami i absurdalnie postawionymi na środku murami, których – jeśli nie ma się sposobu – nie da się obejść czy przeskoczyć. Las BN-ek (czyli, dla niewtajemniczonych, lektur wydawanych w ramach serii Biblioteka Narodowa przez Zakład Narodowy im. Ossolińskich), fonetyczne czarne dziury, leksykologiczne Himalaje i interpretacyjne bagna. Nie mam pretensji do ludzi, którzy odradzali mi wybranie tego kierunku. „Nie znajdziesz pracy” – słyszałam najczęściej. Ktoś inny tylko prychał czy wzruszał ramionami, a starszy kolega z czwartego roku powiedział: „Nie chce mi się wierzyć, że naprawdę tu jesteś. Tak ci współczuję”. Ale dwie rzeczy są pewne: moje studia bardzo mi się podobają. I poszerzają horyzonty tak bardzo, że już po pół roku stajesz się zupełnie innym człowiekiem. Otwartym i odważnym zarówno w wysnuwaniu swoich poglądów, jak i ich modulowaniu.

Trzy taktyki przetrwania na polonistyce:
1)      Totalna olewka i liczenie na szczęście. Sprawdza się w 50% przypadków.
2)      Ostra harówa, brak czasu na sen, posiłki czy choćby mycie zębów. Skuteczność: 80%.
3)      Tylko dla geniuszów-krętaczy: załatwienie lewych zwolnień, pokazanie się wyłącznie na egzaminach, zdanie ich na trójkę tylko dlatego, że ma się 200 punktów IQ. Skuteczność: 0,000001%.

                Niektóre przedmioty (w tym wszystkie wykłady) w moim przypadku zdałam dzięki metodzie numer jeden. Ale jeżeli chodzi o HLP, czyli Historię Literatury Polskiej, absolutnie NAJWAŻNIEJSZY PRZEDMIOT (nieważne, co mówią inni), nie dało się. Tylko praca w pocie czoła zapewni tu sukces, co tyczy się też Nauki o Współczesnym Języku Polskim. Resztę (może z wyjątkiem łaciny) można odpuścić, między innymi dlatego, że to strata czasu. Tak, moi mili, jeżeli myśleliście, że na studiach będziecie się uczyć samych pożytecznych rzeczy, a przynajmniej wiążących się z innymi zagadnieniami, to jesteście w błędzie. Przykład: Leksykologia i Leksykografia. Przeciętnemu człowiekowi powinna wystarczyć wiedza, jak korzystać ze słownika. Polonista musi wiedzieć, ile haseł zawiera słownik Doroszewskiego, gdzie został wydany i w którym roku, ile leksemów występuje w zdaniu: „Król i królowa umiejętnie władali swym królestwem” i co to w ogóle ten leksem jest. Od razu zwrócę się do przyszłych twórców, którzy chcą pójść na polonistykę, bo myślą, że to im w czymś pomoże: marne szanse.

                Ponieważ studiuję na poznańskiej uczelni, zaznaczam, że nie wiem dokładnie, jak to jest ze sposobami nauczania w Warszawie czy na Uniwersytecie Jagiellońskim. Chcę się podzielić natomiast moimi doświadczeniami, nabytymi przez rok studiowania na UAM. U nas już w drugim semestrze musieliśmy wybrać specjalizację, czyli dokładny tryb nauczania, związany z karierą zawodową. Grubo po dwudziestej pierwszej zebraliśmy się w dwieście osób w największej sali wykładowej. I tak nie mieściliśmy się na krzesłach, więc wielu okupowało schodki i każdy inny wolny fragment przestrzeni. Szefowie zakładów zebrali się na środku przy katedrze. Zaczęto od specjalności artystyczno-literackiej. Pan doktor z wielkim spokojem obwieścił wszem i wobec, że jako jedyny nie ma przygotowanej prezentacji w Power Point, bo po co? Uśmiechając się szeroko, zaprosił grzecznie studentów do nauki specjalności, jakiej jest patronem, ale powiedział, że po art.-licie zawodu nie nabędziemy. „To jest uniwersytet” – kontynuował. „Jeśli chcecie mieć zawód, idźcie do szkoły zawodowej. Bądźcie ślusarzami, hydraulikami i kucharzami. Wtedy zdobędziecie wykształcenie zawodowe. Wówczas znajdziecie pracę. To jest uniwersytet” – powtórzył. „Tu się nie zdobywa zawodu, tylko wiedzę. Tu poszerza się perspektywy naukowe, nie na przyszłość”. Kilka osób się roześmiało. Większość wymieniła między sobą ponure spojrzenia. Nie mam żalu do pana doktora, bo powiedział prawdę. Ale on również nie powinien mieć, że nie wybrałam reprezentowanego przez niego specjalności. Co prawda uczą tam, jak pisać wiersze (wyobraźcie sobie, że owszem, nie trzeba mieć weny, żeby stworzyć wielką poezję), opowiadania i inne formy literackie. Ale co z tego, że będziecie wiedzieć, jak napisać książkę czy tomik wierszy, kiedy zabraknie wam funduszów, by Wasze dzieło zostało opublikowane? Kierując się takim myśleniem (nie jestem pewna, czy słusznym; ten punkt widzenia podziela wszakże większość mojego kierunku, a „artyści” dobrze wiedzą, w co się wpakowali - na razie nic ich nie obchodzi prócz sztuki, są przecież jednostkami wybitnymi. Mam wśród nich sporo dobrych znajomych i zawsze odznaczałam się czasem zbyt wysoką tolerancją, ale są i tacy, którzy śmieją się z „artystów” w żywe oczy), wybrałam dwie specjalności: nauczycielską i wydawniczą. Dostałam się również na dziennikarską, ale – choć można studiować nawet do trzech specjalizacji, co jednak wiąże się z dodatkowymi kosztami – zrezygnowałam, bo chcę mieć trochę czasu wolnego. Choćby po to, by postukać w klawisze i spłodzić w Wordzie kilka słów na różne tematy. O ile na pierwszą ze specjalizacji nie trzeba było zupełnie nic robić (i, wyobraźcie sobie, że na zajęcia również nic, przez co szybko doszłam do wniosku, że zawód nauczyciela jest jednym z mniej wymagających, a szacunek, o który tak zabiegają, nie do końca im się należy), to żeby dostać się na drugą, trzeba było zdać egzamin.
               Był trudny. Chętnych – ponad sto osób. Trzeba było się przyłożyć. Później – wybuch radości lub rozpaczy. Dostała się niespełna połowa, a to i tak bardzo dobrze. Utworzono od tego roku dwie grupy, a wcześniej była tylko jedna, licząca niespełna trzydziestoosobową garstkę najwybitniejszych. Przedmioty związane z wydawnictwem – koszmar. Same nudne wykłady, ale na szczęście tylko przez pierwszy semestr trwania specjalizacji. Podstawy prawne działalności wydawniczej (przynajmniej teraz, przy wydawaniu własnej książki, nikt nie zrobi mnie w bambuko), podstawy edytorstwa (okropność, chyba, że lubi się cyferki, ale ja nigdy nie zapamiętałam, ile miejsc po przecinku stoi cyfra oznaczająca grubość bibuły i w którym wieku używano jakiej matrycy do odbijania tekstu) oraz edytorstwo naukowe (tu już lepiej, zaliczenia były od ręki, prowadzone przez najukochańszego profesora, ale jednocześnie dowiedziałam się chociażby, jak działał pierwszy polski kserograf). Wciąż więc mam nadzieję, że dostanę pracę w zawodzie, którego się uczę (jednego albo drugiego). I że uda mi się ukończyć studia, bo nie udało mi się zapanować nad całym materiałem i we wrześniu czeka mnie egzamin z Historii Literatury Polskiej.
               Wracamy tutaj do zacnych BN-ek. Uczenia się na pamięć ich wstępów (stanowiących czasem 50% całej zawartości książki) i analizowania treści. Około sześćdziesiąt cztery lektury. Do tego: pięć podręczników i dwa słowniki. O ich ściągnięcie z bibliotecznej półki musiałam zawsze prosić silniejszego kolegę. To samo z rozmaitymi antologiami. Za takim tomiszczem spokojnie mogłabym się schować i nikt już nigdy by mnie nie znalazł. Plus artykuły na każde zajęcia, czasem jeden, czasem trzy, od trzydziestu do trzystu stron. Ale na ostatnich zajęciach okazało się, że pan Doktor (tak, akurat jemu należy się wielka litera) spędzał nam sen z powiek tymi artykułami, ponieważ nie traktował naszej grupy jak zwykłych studentów. Musieliśmy zaprzyjaźnić się z „Pamiętnikiem Literackim”, używać dzieła Pietraszki zamiast poduszki (nie chcecie wiedzieć, ile ma stron jego „Doktryna literacka polskiego klasycyzmu”), ale wszystko po to, by wiedzieć więcej, niż reszta naszych kolegów i koleżanek. „Zakrawacie na magistrów i doktorów, a wstępy są dla szarych studenciaków, więc podziękujcie mi za katorgę, którą wam zgotowałem. Możecie się zrzucić na bukiet kwiatów. Albo nie, nie lubię zielska. Dobrze wiecie, co mnie ucieszy”. Za to obwieszczenie kilka koleżanek z grupy (które wytrwały, bo Doktor tak nas wszystkich zastraszył na początku – zresztą, słusznie – że połowa od razu zrezygnowała ze studiowania) miało ochotę Doktora udusić, ale akurat ja byłam dumna z tego, co powiedział. Zmaltretował nas doszczętnie, ale prowadzone przez niego zajęcia były najlepszymi, w jakich uczestniczyłam. Nie sposób było się nudzić, kiedy inni na zajęciach u pozostałych prowadzących po prostu przysypiali. Co prawda nie omawialiśmy lektur, tylko debatowaliśmy nad rozmaitymi teoriami oświeceniowymi, ale przy tym poznaliśmy szczegóły z życia księżnej Izabeli Czartoryskiej i dowiedzieliśmy się, dlaczego Mickiewicz nie dotarł na powstanie. Byłam oczarowana Historią Literatury Polskiej i nadal jestem. Reszta przedmiotów naprawdę wypada blado na tym tle.


               Warto jeszcze chyba jednak wspomnieć nieco więcej o Nauce o Współczesnym Języku Polskim. Po pierwszych trzech zajęciach połowa roku pisała „rzeka” przez „ż”, a slajdy z prezentacji spisywała w slawistycznym alfabecie fonetycznym. To jeden z trudniejszych przedmiotów, ale i tak wszyscy bardziej przeklinali język łaciński. Wszystkie czasy, koniugacje, deklinacje… Jeśli ktoś w liceum nie uczył się łaciny, a zamierza iść na polonistykę, podczas wakacji lepiej niech weźmie się za naukę tego języka, bo to nie przelewki. Do tego dojdzie historia antyczna i wtedy… poleje się krew.
               
                Mimo wszystko, co trochę dziwne, czas na wyskoczenie na miasto z przyjaciółmi zawsze się znalazł. A nowych przyjaciół – sporo. Towarzystwa bardzo zróżnicowane. Poznańską polonistykę tworzą metale, Żydzi, gorliwi obrońcy przyrody, katolicy, alternatywni, protestanci, hipsterzy, lalki Barbie, homoseksualiści, fanki „Zmierzchu”, biseksualiści, chorzy, zdrowi, fani Slasha, szaleni, pasjonaci, hejterzy… Ale przede wszystkim: DZIEWCZYNY. Moje panie. Jeśli szukacie na polonistyce chłopaka, bardzo się zawiedziecie. Jeśli będzie fajny, to już zajęty – przez chłopaka albo inną dziewczynę. Jeśli szukacie spokoju – nie uświadczycie go, bo mimowolnie zostaniecie wplątane w intrygi, nawet o tym nie wiedząc. Próbując zostać anonimowymi, Wasze działania skończą się fiaskiem, bo plotkary na pewno znajdą jakieś brudy na Wasz temat (najczęściej nieprawdziwe), by uprać je na forum wszystkich zgromadzonych w podziemnej kafejce (albo innym miejscu, gdzie przebywa mnóstwo Waszych znajomych). Jest szalenie intrygująco. I przeważnie wesoło, ale naprawdę bardzo brakuje facetów, którzy rozładowaliby napiętą sytuację. Na szczęście prócz nauki są różne imprezy organizowane przez wspaniałe samorządy studenckie. Czasem odbywają się po kilka w tym samym czasie. Istnieje też mnóstwo kół, nie tylko literackich, do których można przynależeć. Możliwości jest naprawdę sporo i trudno z początku się odnaleźć, zwłaszcza, jeśli z małej miejscowości przybywacie do zupełnie innego środowiska. W końcu jednak zaczynacie rozumieć, że wydział, na jakim studiujecie królową nauk humanistycznych, stał się dla was drugim domem. Jeszcze lepszym niż Hogwart. Tu jest wasza druga rodzina, którą tworzą zarówno koledzy jak i prowadzący zajęcia. Znajdzie się tu i Snape, i Umbridge (zawsze, w każdym dziekanacie na każdym wydziale, unikać jak ognia!) i Dumbledore, i niejeden Ron czy Hermiona, bo to bardzo liczny kierunek i wręcz nie ma możliwości mieć kontaktu z każdym. Ale w znajomościach można przebierać, więc dla mnie stanowi to plus. Rozwinąć można się bowiem nie tylko dzięki zajęciom, ale i nowym przyjaciołom.

                Reasumując, polonistykę polecam wszystkim, którzy zdają sobie sprawę z tego, że nie zawsze jest sielankowo. Jeśli chcecie znaleźć dobrą pracę, posłuchajcie rodziców: zostańcie dentystami. Ale jeżeli jesteście pewni, że kochacie literaturę, potrafiącą być czasem jak stary silnik, który trzeba rozebrać, upaprać się w międzyczasie smarem, a później powolutku złożyć każdą z ponad stu części, by przekonać się, „how it’s made”, to trafiliście w dziesiątkę. (Od razu zaznaczę, że nie mam praw autorskich do tego porównania, ukradłam je Doktorowi z pierwszych zajęć, które zapamiętam do końca życia). Macie moje słowo, że na imprezę znajdziecie czas na pewno, ale wówczas same piątki to raczej odległe marzenie.
               
                W razie pytań – piszcie w komentarzach. Postaram się udzielić jak najkonkretniejszej odpowiedzi.
               
                Z najlepszymi życzeniami, byście podjęli słuszny wybór, który wpłynie na Waszą dalszą przyszłość oraz gorącymi zaproszeniami na poznański Wydział Filologii Polskiej i Klasycznej,


Neifile

30 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry, Em.
    Jak sobie przeczytałam na blogu, że studiujesz polonistykę, to uśmiechnęłam się do siebie. Kiedy ktoś pyta się mnie o przyszłość, a ja z bardzo poważnym wyrazem twarzy oznajmiam, że mam zamiar zostać krytykiem literackim, najczęściej otrzymuję odpowiedź "po polonistyce zapraszam do lidla na kasę". Oczywiście jakoś specjalnie mnie te komentarze nie ruszają, właściwie to do nich przywykłam, wystarczy przy jakimś ścisłowcu stwierdzić, że kocha się literaturę, to od razu człowiek jest wyklęty i głupi, bo przecież nie rozumie matematyki (jakby to zawsze szło ze sobą w parze). Dlatego człowiek, który od drugiej klasy gimnazjum widzi swoją przyszłość właśnie w otoczeniu książek i polonistyki, jest raczej uodporniony na podobne uwagi. Nawet wykładowca nie będzie mnie w stanie zniechęcić.
    Jestem natomiast w miarę pozytywnie zaskoczona, że czeka mnie łacina. Od zawsze chciałam się jej uczyć, jednak w moim liceum (na profilu dziennikarskim, joł) skupiają się głównie na francuskim, więc, za przeproszeniem, w rzyć mogłam sobie łacinę wsadzić, wyszłoby na to samo. Uśmiechałam się do momentu, w którym stwierdziłaś, że najlepiej przyswoić sobie podstawy przed październikiem. Jak było z Tobą? Uczyłaś się wcześniej łaciny?
    Kobitki, ploteczki, kobitki i ploteczki - nie żebym jakoś szczególnie przejmowała się opinią innych, ale wytrzymanie na wydziale z samymi laskami to rzeczywiście będzie koszmar :< Zawsze wmawiałam sobie, że znajdę faceta na studiach, nie ma co się w liceum spieszyć. Kurna, muszę wziąć się do roboty : D
    Dobra, ja wiem, od rzeczy. BARDZO ŁADNIE dziękuję za informacje, które i dla mnie, i dla - zapewne - sporej liczby osób są błogosławieństwem. Mogę też powiedzieć, że jeśli nie dostanę się tam, gdzie sobie wymarzyłam jako dziecko, a zapewne się nie dostanę, to przemyślę Poznań. Podobno piękne miasto (może nie tak jak Kraków, ale zawsze coś), bardzo nastawione na studentów. Czy coś.
    Do napisania gdzieś na Heaven,

    Majuk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobry, Majuczku!
      Nie masz pojęcia, jak cieszy mnie Twoje zdeterminowanie. Ma w sobie coś pięknego i szlachetnego, zdziwiłabyś się, jak wiele osób wybiera polonistykę, bo zwyczajnie nie mają co innego do roboty albo uważają ten kierunek za najłatwiejszy.
      Na profilu dziennikarskim - francuski? Ej, dziwne to trochę, ale z drugiej strony: jaka jest łacina, jeśli nie dziwna? Dobra, jest pożyteczna i to bardzo. ^^ Osobiście nie uczyłam się łaciny nigdy wcześniej, a to, w jaki sposób pani magister wykładała przedmiot, wprawiało mnie w stan głębokiej i deprymującej nudy, kompletnie zraziło mnie do tego języka. Nie było jednak rady, trzeba było uczyć się w miarę regularnie. Wiem, że łacinie poświęcałam naprawdę dużo uwagi, ale nigdy nie widziałam u siebie zadowalających efektów. Konstrukcje zdań wielokrotnie złożonych w stronie biernej zawsze rozkładały mnie na łopatki. W dodatku żałowałam, że zamiast mieć czas na czytanie BN-ek, muszę wciąż uczyć się deklinacji i koniugacji łacińskich, co strasznie mnie irytowało. Zwłaszcza, że nigdy nie udało mi się zdać kolokwium z łaciny za pierwszym razem i musiałam jeździć na inny wydział (teologiczny! ;D), by poprawić. ;C Dlatego nauczenie się łaciny trochę wcześniej, a przynajmniej przygotowanie się na to wszystko, jest według mnie bardzo dobrym pomysłem. Niekoniecznie z podręczników, w sieci jest witryna Lingua Latina Omnibus, która zawiera cały materiał, jaki przerabialiśmy na pierwszym roku polonistyki.
      Też sobie powtarzałam to samo, co Ty - że faceta znajdę na studiach. I znalazłam, już w drugim miesiącu mojego pobytu w Poznaniu,tyle że był z politechniki, więc ten związek z góry był skazany na fiasko. xD
      Tak, Poznań jest bardzo piękny. Jest w nim sporo magicznych miejsc, zupełnie jak w Krakowie (chociaż Wrocław też jest śliczny). A każdy student jest w nim witany z otwartymi ramionami. Mogę Ci tylko powiedzieć, że z dostaniem się na polonistykę (nieważne, gdzie), nigdy nie ma większych problemów. Ale zapraszam serdecznie do Poznania. Trzymamy poziom i mamy naprawdę świetnych specjalistów. W większości - wymagających, ale i jednocześnie wyrozumiałych. ;)

      Usuń
  3. Choć na polonistykę się nie wybieram i kiepski ze mnie humanista, to bardzo ciekawie było przeczytać relację studentki tego kierunku.
    Zmartwiłaś mnie trochę tą łaciną. Zaczynam się jej uczyć w liceum od tego roku i oczywiście nie spodziewam się, że to łatwy do nauczenia język, ale może rzeczywiście powinnam nastawić się na poświęcenie jej trochę więcej czasu.
    Plotki, intrygi - naprawdę? Dwudziestoparoletnie dziewczyny dalej się w to bawią? Z tego się nie wyrasta czy coś...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, naprawdę, łacina lubi się mścić, jeśli nie jest przez uczniów dopieszczana. ;P Najlepiej serio, jak się komuś nudzi, nauczyć chociażby podstawowych czasowników. To bardzo wiele daje, tak na początek.
      To bardzo przykre, ale dziewczyny na studiach potrafią być wciąż bardzo... głupie. Albo, jeszcze gorzej, perfidnie inteligentne i cieszące się krzywdy innych. Dla utrzymania równowagi są jednak też aniołki i inne bardzo równe babki. Myślę, że z plotek i intryg się nie wyrasta. Skłonność do nich po prostu zależy od charakteru. ;)

      Usuń
    2. Ha, myślę, ze to dlatego, że nie ma w pobliżu facetów, przed którymi można udawać pozory normalności i mądrości. xD

      Usuń
    3. Racja... Tak narzekamy na tych biednych mężczyzn, a gdy ich braknie, totalna bieda z nędzą... xD

      Usuń
  4. Bardzo ciekawy tekst, chociaż miałam ochotę zostawić go sobie na później, kiedy zobaczyłam jaki jest długi ;). Mimo wszystko przeczytałam cały, bo rzadko się zdarza, by ktoś potrafił spojrzeć tak obiektywnie na ten kierunek, samemu go studiując. Niestety według mnie ma trochę więcej minusów niż plusów, więc raczej się nie wybieram, chociaż język polski i pisanie naprawdę uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, o polonistyce mogę pisać godzinami, załącza mi się na ten temat istny słowotok... Dziękuję Ci bardzo, ale nie wiem, czy do końca masz rację z tym obiektywizmem. Faktycznie, ma więcej minusów niż plusów, to na pewno. Ale i tak go kocham. <3

      Usuń
    2. Myślę, że te minusy - w głównej mierze wymagający wykładowcy i spory materiał - nie grają większej roli. Jak się naprawdę bardzo kocha literaturę, nie tylko pisanie, ale i całą jej historię i wszystko, co z nią związane, to wszystko inne niknie, jak mi się wydaje. :)
      Mnie tekst Neifile bardziej utwierdził w przekonaniu, że chcę iść na polonistykę, niż zniechęcił. :)

      Usuń
    3. No tak, ale są przedmioty, które z literaturą zwyczajnie się nie wiążą. Tak naprawdę nie wiadomo, jak je zaszufladkować. Po prostu trzeba je przeboleć, choć czasem ten ból jest bardzo nieznośny. ;)
      Bardzo się cieszę, Halsko. Mimo wszystko - warto.

      Usuń
  5. przeczytałam z ogromną chęcią, bo czekają mnie właśnie studia, wiec miło było się dowiedzieć co mnie czeka. Kobiety intrygantki, wcale mnie nie zachęciły xD
    Ja idę na Informacje naukową i bibliotekoznawstwo, podobno jeden z nudniejszych kierunków, ale się ty na razie nie przejmuję. Mam podstawy łaciny, tylko na pierwszym roku, wiec mam nadzieję, że tak bardzo w kość mi nie dadzą te wykłady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie życzę powodzenia i mam nadzieję, że łacina pójdzie Ci jak z płatka. :)

      Usuń
    2. Studiuję właśnie informację naukową i bibliotekoznawstwo w Katowicach na UŚ. Jestem po pierwszym roku. Nie jest jakoś strasznie, ale pierwszy semestr trochę nudny. I ogólnie to kierunek tylko dla pasjonatów, bo jest duuużo o książkach, bibliotekach i ich historii. Łacinę miałam i jakoś udało mi się ją zdać, ale jest ciężka. Podstawa to systematyczna nauka. Bez tego się nie da. Co do ludzi, to tutaj też nie masz co liczyć na wysyp facetów, ale u mnie na roku kilku rodzynków się znajdzie. Powodzenia ;)

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Polecam ;). Mimo że polonistyki nie studiuje, ale wydział nauk społecznych jest całkiem blisko filologicznego ;)

      Usuń
    2. Ja bym nie powiedziała, że całkiem blisko, ale niezbyt daleko. Jak trzeba w 15 minut dolecieć do rektoratu (który jest naprzeciwko WNS-u) na wf, to czasem jest problem. Właśnie dlatego cieszę się, że nie mam już tych zajęć :)
      Ale tak czy inaczej, bardzo fajnie, że się do nas, Karolino, wybierasz. Może nawet kiedyś na siebie wpadniemy. Na przykład w oczekiwaniu na windę... ;)

      Usuń
    3. Przynajmniej rozgrzewka jest z głowy. :D

      Usuń
  7. Chciałam studiować filologię polską jako drugi kierunek. Nawet złożyłam papiery, jednak zdrowie mi to uniemożliwi, bo i tak teraz będę miała ciężko na pierwszym kierunku - by pogodzić jazdę z jednego miasta do drugiego, do lekarza.
    Jestem strasznie ciekawa, czy bym sobie poradziła, ale nie dowiem się tego teraz : p. Może na studia II stopnia będę robiła na tym kierunku ^^.
    Powodzenia w dalszej uczelnianej karierze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, szkoda, że tak Ci się pokomplikowało. Życzę dużo zdrowia! A sama dodam, że wszystko, co związane z naukami społecznymi bardzo mnie ciekawi i kiedyś chciałam między innymi studiować właśnie na takim wydziale, chociażby dziennikarstwo. :)

      Usuń
    2. Studiuję politologię ze spec. komunikacja społeczna i dziennikarstwo :). A bardzo chciałam też filologie polską ze spec. edytorską. Ale niestety.
      Dziękuję bardzo za życzenia. Przyda się, na pewno się przyda :)!

      Usuń
  8. http://pl.wikipedia.org/wiki/Humanizm

    Humanista, który nie zna matematyki, to nie humanista.

    I filologia polska nie jest najbardziej humanistycznym kierunkiem, o nie. Nie mylmy podstawowych pojęć, szczególnie, że studiujesz polonistykę.
    Zresztą o humanizmie uczono mnie już w gimnazjum, Ciebie zapewne też.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O humanizmie czytałam do poduszki w wieku siedmiu lat. Gdy chodziłam do gimnazjum, uświadomiono mnie o omylności Wikipedii. Kiedy zaś poszłam na studia, zrozumiałam, że prawdziwa nauka zaczyna się, gdy w Internecie o danym zagadnieniu nie ma nawet wzmianki.

      Studiuję, więc musiałam zdać maturę z matematyki. W trosce o Twój spokój ducha, dodam, iż na każdym humanistycznym kierunku istnieją przedmioty "uściślające", tak jak na kierunkach ścisłych "humanizujące", więc nad matematyką będę miała jeszcze przyjemność popracować.

      Humanistyka - według mnie, według osób o znacznie większym ode mnie autorytecie, mającym przed nazwiskiem tytuł doktora - JEST najbardziej humanistycznym kierunkiem. Zapraszam do nas, na pewno się o tym przekonasz.

      Usuń
    2. humanizm czy humanistyka? oto jest pytanie.

      Usuń
    3. Niesmialo dodam od siebie, że wyraz humanizm nawiązuje chyba o człowieka, nie języka polskiego? A więc najbardziej humanistyczny kierunek to antropologia... ;)

      Usuń
    4. Zgadzam się, o człowieka. O niego zawsze chodziło najbardziej.

      Usuń
  9. Myślałam o polonistyce jeszcze w gimnazjum i z tego też powodu wybrałam w liceum profil humanistyczny z elementami wykształcenia dziennikarskiego. I przyznam szczerze, że chociaż pisanie jest moją drugą miłością (zaraz po muzyce, chociaż równie wielką), a dziennikarstwo zaczęło mi się naprawdę podobać, zdecydowałam się złożyć papiery na zupełnie inny kierunek i tak oto zostałam świeżo upieczoną studentką filologii amerykańskiej na UJ-ocie. Na razie chcę sobie dać czas na zadomowienie się w nowym miejscu, ponieważ uczelnia jest na tyle daleko od mojego domu, że nie wystarczy mi dojeżdżać i będę musiała się do Krakowa przeprowadzić (swoją drogą, piękne miasto, dlatego też wcale nie narzekam ^^), ale sądzę, że w przyszłym roku mogłabym spróbować połączyć to z drugim kierunkiem, jakim byłaby właśnie polonistyka. Zwłaszcza, że... hm, no cóż, nawet mnie zachęciłaś ^^. Wygląda na to, że polonistyka to swego rodzaju wyzwanie, a ja, przyznam szczerze, lubię wyzwania. Miejmy nadzieję, że los będzie sprzyjał moim planom, bo los zwykle ma to do siebie, że uwielbia je krzyżować.

    Pozdrawiam serdecznie ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. filologia amerykańska? ciekawie, ciekawie! mówiąc szczerze, to w ogóle się nie dziwię, że wybrałaś taki kierunek. często miłość do języka ojczystego wiąże się ze smykałką do tych obcych. więc powodzenia!

      Usuń
  10. Z ręką na sercu przyznaję, że dużo bardziej podobał mi się Twój szablon, halska. Miał ciekawszy układ, był bardziej przejrzysty. Teraz jest wszystkiego za dużo; dużo linków na samej górze strony, dużo "zwiędłych" kolorów (pierwsze skojarzenie, przysięgam), dużo prostoty w samej grafice. Nie chcę obrażać dante., bo szablony robi cudne, jednak uważam, że tym razem to Ty bardziej sprostałaś zadaniu. Przejściowy szablon był bardziej klimatyczny i odpowiedni - jeśli brać oczywiście pod uwagę wygodę w klikaniu. Tak, tak, zdaję sobie sprawę, że nie zadowolisz każdego, jednak tak sobie pomyślałam, a później wklepałam te moje myślenie w komentarz, bo doszłam do wniosku, że może chciałabyś znać opinię czytelnika.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mieszkam w Poznaniu i już teraz (choć dopiero będę szła do klasy drugiej gimnazjum) myślę o tym, co miałabym studiować. Nie wyobrażam sobie, by moje studia nie były związane w jakikolwiek sposób z językiem polskim. Czuję się urodzoną polonistką i chyba naprawdę tak jest. Poważnie myślę o dziennikarstwie i stosunkach międzynarodowych, jednak wszystko może potoczyć się inaczej.
    Na koniec - dziękuję za ten artykuł. Tak, dziękuję, bo zaczęłam się zastanawiać i myśleć "co dalej?" po raz kolejny.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine