O tych, co czytają liczby, i o tych, co czytają litery
Polacy
to chyba lubią nazywać siebie nawzajem lepszymi albo gorszymi –
tak mi się wydaje. Jedni domagają się swoich praw, inni ich
linczują, a wszyscy razem dzielą całe społeczeństwo długą,
grubą kreską.
Na
łamach prasy różne się teksty pojawiają: raz ranking
najbogatszych, a potem reportaż ze slumsów; raz o politykach,
później o obywatelach; raz o humanistach, a kilka wydań później
o ścisłowcach. I choć pierwsze przykłady są zawsze jak
najbardziej aktualne, wciąż poruszane i istotne, tak niedawno ten
ostatni pojawił się jako nowy problem ludzkości.
Temat
prozaiczny i niektórym może się wydawać, że poruszany na siłę,
że niepotrzebnie rozgrzebywany, że mało ambitny, że tak się
tylko o nim pisze, żeby wypełnić strony w tygodnikach. Ale dotyczy
społeczeństwa, a podzielone społeczeństwo to społeczeństwo,
którym łatwo się manipuluje.
Eryk
Mistewicz, jak przeczytałam we wrześniowym Uważam Rze, mówi,
że jednak humaniści to mądre osoby są i całkiem potrzebne w
życiu. No i jak się tu nie zgodzić – krzyczy
połowa Internetu. - Ktoś w końcu musi sprzedawać
frytki.
Pan
Eryk idzie jednak w zaparte, dalej sądzi, że nastąpił “czas
humanistów” - “To
oni wygrywają. Na pograniczu snu i jawy, a nie na deskach
kreślarskich, rodzą się najlepsze pomysły.” Według niego,
techników, technologów można znaleźć wszędzie. Zawsze będzie
ktoś, kto zrozumie tabele w Excelu albo zrealizuje jakiś pomysł –
ludzi, którzy faktycznie mają te pomysły, jest znacznie mniej i są
znacznie bardziej wartościowi.
Wątpliwe,
ktoś może powiedzieć, biorąc pod uwagę fakt, jak wiele jest
studentów kierunków humanistycznych i jak wielu – mogłoby się
wydawać – pomysłodawców kolejnych smartfonów czy innych gadżetów kształcą. A
potem czytam wywiad z Radosławem Kaczanem, psychologiem w Szkole
Wyższej Psychologii Społecznej, i okazuje się, że ludzie zapisali
się na polonistykę, bo nie trzeba było zdawać matematyki, na
kulturoznawstwo, bo było tańsze i łatwiejsze niż fizyka, a na
filologię angielską dlatego, że była modna. A więc to
inżynierowie są bardziej prestiżowi. Gdzie w tym sens, gdzie
pasja, gdzie powołanie?
Humanista
to człowiek, który myśli, kontempluje, mówi. Ścisłowiec to
ktoś, kto rozwiązuje, analizuje, przetwarza. Tak mówi Mistewicz.
“Informacji
jest za dużo. A świat wcale nie jest matematyczny. Świat jest do
opowiedzenia.” Ale Pitagoras (filozof, bądź co bądź!) powie, że rzeczywistością rządzą
liczby, a do szkoły platońskiej lepiej nie wchodzić, jeśli nie
zna się geometrii. I jak to tak?
Steve
Fuller w Gazecie
Wyborczej
też
mówi, że humaniści są potrzebni, ale w jego artykule nie jest to
takie proste. “(...) potrzeba czasu, by ujawnił się ich pozytywny
wpływ na gospodarkę i społeczeństwo”. A potem jeszcze, że
“(...) dobrodziejstwa wynikające z wykształcenia humanistycznego
są równie istotne, choć bardziej subtelne i trudniejsze do
zmierzenia. Za każdym razem, gdy włączymy radio albo telewizję,
czytamy gazetę, sięgamy po nową powieść albo oglądamy film,
stajemy się dłużnikami jakiegoś nieżyjącego już humanisty,
który stworzył nam punkty odniesienia, przez pryzmat których
postrzegamy otaczający nas świat”. Fuller nie pisze, że
humaniści są od myślenia, a ścisłowcy od robienia. Fuller uważa,
że liczy się istota i wpływ na społeczeństwo, gospodarkę,
świat; nie: co, kto, jak.
Mistewicz
mówi, że humaniści chcą mądrzej, mądrzej, mądrzej, a ścisłowcy
– więcej, więcej, więcej. Fuller mówi, że humaniści chcą
mądrzej i więcej, tak samo jak ścisłowcy.
No
tak – myślę – bo nie każdy Polak zna teorię nieoznaczoności
Heisenberga, ale każdy zna choć kilka wersów inwokacji “Pana
Tadeusza”. Nie wszyscy podyskutują na temat katastrofizmu w
działach Witkacego, ale bez statystyk trudno byłoby pokazać wiele
rzeczy.
Dziś
zarzuca się kierunkom humanistycznym bezużyteczność, podczas gdy
kiedyś mówiło się, że mają zbyt wywrotowy wpływ na
społeczeństwo. To wszystko pokazuje, jak bardzo zmieniła się
mentalność ludzi. Wbrew pozorom, im starsi ludzie – jako gatunek
– się stają, tym bardziej krótkowzroczne mają poglądy. Zamiast
myśleć, być tolerancyjnym, wolą prowadzić spory, uwłaczać
sobie nawzajem i spoglądać z góry. Po co?
Większość
ma poglądy podobne do Mistewicza – ja się z nim nie zgadzam, a
bardziej skłaniam się ku Fullera. Nie uważam, że zadaniem
polonisty jest siedzieć i myśleć, i być mądrym; ścisłowiec
natomiast nie ma tylko wykonywać tego, co kto inny wymyślił. Taki
podział jest bez sensu. Tak samo jak ten, mówiący, że humanista
to tylko książki czyta i nic nie wnosi do życia, ale matematyk za
to, to kreator cywilizacji, pan i władca.
“Człowiekiem
jestem; nic, co ludzkie, nie jest mi obce”, powiedział kiedyś
filozof Terencjusz. A umysł jest ludzki, więc matematyka też.
Humanistą nie jest ten, kto nie umie liczyć, tylko ten, kto nie boi
się liczyć – nieważne, czy dochodzi do rozwiązania, czy nie.
Skąd
takie podziały? Z niezrozumienia pojęć. Z ograniczenia. Z braku
empatii. Co to za humanista, który choć raz nie zainteresował się
jakimś zagadnieniem fizycznym, co to za matematyk, który nie czyta
książek. Nic nigdy nie jest czarne albo białe, więc społeczeństwo
nie może tak ludzi dzielić. Albo – media nie powinny tak
pokazywać ludzi. Skoro tak wielki chaos jest z preferencją
intelektualną przypadkowych osób – aż strach pomyśleć, co
będzie z poważniejszym problemem. Dobrze dla władz, dla obywateli
– niekoniecznie.
halska.
Uważam
Rze, 10.09.2012 rok, “Czas humanistów”, Eryk Mistewicz
Gazeta
Wyborcza, 8-9.12.2012 rok, “Humanista się opłaca”, Steve
Fuller, tłum. Ludwika Włodek
Prawdziwy humanista to taki, który odnajduje się też w liczbach. Reszta to tylko ci, którym nie chce się uczyć matmy.
OdpowiedzUsuńNa filpolu na pierwszym roku wraz z kalkulatorem obliczaliśmy sylaby, mnożyliśmy i dzieliliśmy, by wykazać, iż wiersz jest symetryczny, a gdyby go rozrysować, przedstawiałby schemat krzyża. To też figura, no nie?
OdpowiedzUsuńA teraz obliczamy marginesy, kolumny, wysokości czcionek. Jeśli ktoś uważa, że na polonistyce nie trzeba liczyć, to się nie zna.
Ale, ale. Media z tego całego dzielenia mają niezłą radochę. Takie tematy zawsze wywołują kontrowersje, ludzie wypowiadają się na forach, dzwonią do programów telewizyjnych i machina informacyjna dzięki temu nie pozostaje bezczynna. I dobrze widać, jaki mamy chaos w Polsce. Media to jedno, bo choć powinny zostać bezstronne, to jednak nie są.
To przykre, że w dzisiejszych czasach tak łatwo poróżnić jeden naród. Potrzebni są i humaniści, i matematycy, ale problem tkwi w tym, że ludzie wybierają dla siebie niewłaściwe kierunki. Państwo promuje uniwersytety — jak nie masz studiów, to jesteś nikim. Niestety nie każdy też się na te studia nadaje.
OdpowiedzUsuń