Serial, w którym grał sarkastycznego
doktora, znany jest na całym świecie. Ale ten się w końcu
skończył, a aktor nie zamierzał usunąć się w cień.
Hugh Laurie, który wykreował tytułową
rolę w Doktorze Housie (House M.D.),
zdecydował się nagrać płytę. Posunięcie to nie było aż tak
szokujące, bo Anglik wielokrotnie chwalił się swoim talentem
muzycznym w niektórych scenach House'a. Ponadto
już wcześniej pisał, a także sam wykonywał piosenki w programie
komediowym A little bit of Fry & Laurie,
stworzonym razem ze swoim przyjacielem Stephenem Fry'em, a w
międzyczasie udzielał się w charytatywnej grupie rockowej – Band
From TV – grając na klawiszach, a czasem także śpiewając.
Jego
debiutancka płyta nosił tytuł Let Them Talk
i są na niej nagrane utwory znane każdemu fanowi bluesa. Choć
została ona stworzona dwa lata temu (2011 rok), o Lauriem znów robi
się głośno, bo w maju bieżącego roku zamierza wydać kolejny
krążek Didn't It Rain*.
Warto jednak przypomnieć, co znalazło się na jego pierwszej
płycie.
Utwory
łącznie trwają sześćdziesiąt dziewięć minut, wliczając w to
trzy dodatkowe piosenki, których w sumie znalazło się na płycie
osiemnaście. Godzina bluesowego brzmienia, okraszonego melodiami
fortepianu, gitary, saksofonu i kontrabasu jest prawdziwym dziełem
dla fanów tego typu muzyki. Laurie nie przesadza na żadnym ze
swoich utworów – do piosenki wykorzystuje jedynie dwa, trzy
instrumenty, które bardzo dobrze współgrają z jego nieco
przybrudzonym, niesamowicie charakterystycznym barytonem. Anglik
klasyczne utwory czarnej muzyki interpretuje na swój własny sposób
– łącząc blues z jazzem, czasem nawet gospelsem i klasyką,
popisując się niesamowitą grą na klawiszach. Słuchając Let
Them Talk nie ma się jednak
wrażenia, że piosenka była zdecydowanie lepsza w oryginale. Wręcz
przeciwnie – Hugh proponuje coś zupełnie innego, co jedynie słowa
i główną linię melodyczną ma wspólnego z takimi utworami jak
“Hallelujah, I love her so”, “St. James Infirmary”, “Guess
I'm a fool” albo “You don't know my mind”.
Hugh
Laurie wybrał naprawdę dobre utwory na swoją płytę – te
śpiewane wcześniej przez Raya Charlesa, Memphis Slim, Louisa
Armstronga czy Jamesa Brookera. Jego duety z sir Tomem Jonesem
przyciągnęły wielu ludzi, podobnie jak wielkie zaangażowanie ze
strony Lauriego. Let Them Talk
nie jest kolejną płytą nagraną przez aktora, któremu towarzyszą
gwiazdy popu, a która była wydana tylko dla pieniędzy. Let
Them Talk jest dość poważną
pozycją jak na debiut, na której po prostu słychać, że Anglik
jest zakochany w nowoorleańskiej muzyce od zawsze, a to, co robi,
sprawia mu ogromną przyjemność.
Ta płyta
jest dobra dla każdego, dla koneserów bluesa i dla tych, którzy
nigdy nie mieli z tym gatunkiem wspólnej przygody. Laurie ze swoimi
piosenkami wspiął się na szczyty list przybojów, a tym samym sam
zapracował na to, żeby nie nazywać go więcej Doktorem Housem. Miło jest posłuchać jego brytyjskiego akcentu w nowych aranżacjach.
* Koncert promujący nową płytę w Polsce odbędzie się 6 czerwca w Warszawie. Ktoś ma ochotę się ze mną wybrać? :)
halska.
Ojej, ojej, ojej.
OdpowiedzUsuńPłyta Housa. Nie miałam pojęcia, że planuje jakąś nagrać. Uszczęśliwiłaś mnie tą wiadomością.
Pozwolę sobie na Ciebie nakrzyczeć: płyta LAURIEGO, nie Housa.
UsuńW sumie nie planuje, a już ma nagraną. Kawałki można znaleźć na YT - polecam "Unchain my heart".
Wielokrotnie przesłuchiwałam sobie tą płytę (a przynajmniej parę utworów) na yt i przyznaję, że jest po prostu świetna. "Guess I'm A Fool" albo "Hallelujah I Love Her So" to przykłady, naprawdę warto przesłuchać. Co do "St. James Infirmary", to dobry kawałek, ale w tym przypadku wolę oryginał z niezwykłym głosem L. Armstronga.
OdpowiedzUsuńA "Unchain my heart" też chętnie przesłucham :D
Koncert? Fajnie by było, ale raz, że daleko, dwa, jeszcze szkoła ;_;
Pocieszam się, że za rok (po maturze) będę mogła wreszcie trochę zaszaleć, a nuż trafią mi się podobne perełki!
Mnie w "St. James" najbardziej podoba się wstęp Lauriego. Mistrzostwo. I zgadzam się. "Guess I'm a fool" jest zdecydowanie moją ulubioną, podobnie jak "Let them talk" (moim zdaniem nawet lepsze od oryginału). A "Hallelujah I love her so" jest po prostu tak piękną piosenką, że niemal w każdym wykonaniu będzie dobra. :)
UsuńA ja w sumie stwierdzam, że gdzieś mam szkołę i odległość - jak na razie, jedynym problemem są pieniądze, ale myślę, że uda mi się tę blokadę pokonać. Nie często się w końcu zdarza, że mogę posłuchać bluesowego koncertu, takiego naprawdę fajnego. :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPan Laurie jest bardzo wszechstronny. I recytuje, i śpiewa, i pisze... Jako aktora go lubię, jako pisarza - niekoniecznie, styl do mnie trafia, ale fabuła "Sprzedawcy broni" już nie, dlatego waham się trochę przed włączeniem tej płyty. :x Naprawdę warto ją przesłuchać czy powinnam jednak pozostać przy moich starych, sprawdzonych kawałkach? ;>
OdpowiedzUsuńPłyty warto posłuchać, z całego serca polecam. "Sprzedawcę broni", przyznaję, nie czytałam - tylko początek, w dodatku na komputerze, więc zrezygnowałam po chwili. Ale - na pewno słyszałaś go w Housie, a jeśli nawet jego głos Ci się nie spodoba, to warto włączyć płytę dla jego gry na fortepianie. I właśnie żeby jego klawiszy posłuchać, proponuję "St. James Infirmary" :)
UsuńMoja "faza" na House'a zaczęła się jakiś czas temu, więc siłą rzeczy słyszałam jaki ma głos. Na co dzień słucham trochę innego typu muzyki, ale Laurie jest miłą odskocznią.
OdpowiedzUsuńA teraz pytanie z innej beczki. Obecnie każdy używa innego skrótu postscriptum; ps, p.s., P.S. ps:, PS:... Trochę tego jest... Doczytałam się, że jeśli chodzi o skrót pisany małą literą to zupełnie inne znaczenie (jakaś jednostka miry, bodajże parsek), więc zostaje PS i P.S. Moje pytanie brzmi: która forma jest dobra? Zawsze myślałam, że PS ale teraz już sama nie wiem...
Pozdrawiam ciepło :)
Na pewno postscriptum nie powinno być pisane małymi literami, masz rację. Najbardziej poprawną formą w języku polskim jest skrót PS, ta z kropkami raczej odnosi się do języka łacińskiego. :)
UsuńOdsyłam jeszcze do
poradni językowej
A ja na koncert najprawdopodobniej pojadę, bo Tatko obiecał i Mama popiera... Tymi ręcyma dusiłam, jak usłyszałam od Tatki, że ,,szału nie ma, ale jechać możemy", no tymi ręcyma!
OdpowiedzUsuńW moim przypadku to było tak, że najpierw poznałam jego muzykę, a potem dowiedziałam się, że gra w serialu. O ile muzykę uwielbiam, tak serial czasem obejrzę, bo ,,akurat w telewizji leci".
A z ulubionych piosenek... Swanee River, Unchain my heart i Baby you don't know my mind. I John Henry, to chyba nawet moja ulubiona. Zresztą - dużo tego jest.
Trochę dziwnie, że najpierw dowiedziałaś się o jego płycie - z Housem szał był wszędzie, naprawdę wszędzie. Szkoda, że z Lauriem takiej gorączki nie ma.
UsuńA ja też był pojechała, też! Już tak, tak, tak blisko było, bo mój Papa powiedział, że chętnie. Ale potem wyszło na to, że dojazd będzie kosztował za dużo i cholera jasna, obok nosa mi przeszło.
I powiem, że ja sama za "John Henry" nie przepadam jakoś specjalnie. Zdecydowanie wolę "Let them talk" i "Guess I'm a fool". A z tej nowej płyty to też "Unchain my heart" jak na razie. :)
To wina tego, że jestem wybrykiem natury, który telewizora w domu nie ma i dopiero, gdy wybryk zamieszkał z babcią zaczął oglądać ze staruszką wszystkie telenowele i seriale. Jakaś tam świadomość była, filmweb wszystko ujawni, ale najpierw była muzyka, potem pierwszy odcinek serialu. :)
UsuńMi do Warszawy jakoś szczególnie blisko nie jest, ale tatko wisiał mi koncert Indios Bravos, na który miałam bilety, a nie pojechaliśmy. I się udało!
Też rzadko na telewizję patrzę, ale chodzi o to, że naprawdę wszędzie było bum - w prasie też, a przede wszystkim w internecie.
UsuńAle, ale. Będę wdzięczna, jak nagrasz jakiś bardzo, bardzo fajny filmik z koncertu i się później pochwalisz, jak było. :)
Jeśli Tatko zdania nie zmieni, ja nie podpadnę i wszystko pójdzie zgodnie z planem - filmik masz jak w banku, choć za jakość nie odpowiadam. :)
OdpowiedzUsuń