Prozaicy to blog, na którym organizowane są konkursy literackie, od czasu do czasu pojawią się różne porady dotyczące pisania, wskazówki albo recenzje, felietony, reportaże. Blog ma na celu nie tylko popularyzowanie wśród młodych osób czytanie książek, ale też zachęcanie do tworzenia własnych opowiadań i powieści, które w przyszłości mają szanse pojawić się na domowych biblioteczkach.
Kontakt: E-MAIL: PROZAICY@VP.PL oraz FACEBOOK: TUTAJ

Quo vadis literaturo (współczesna), czyli rzecz o periodyzacji epok

Podczas słynnego sporu Starożytników z Nowożytnikami, we Francji, w latach 1687-1697, Perrault, będący przedstawicielem owej drugiej opcji, napisał w jednym ze swoich poematów: „Gdyby Homer urodził się dziś, to byłby jeszcze lepszy”. Ani jedni ani drudzy nie doczekali się rozwiązania dyskusji i dopiero po latach można stwierdzić, że racja leżała częściowo po stronie obu ugrupowań.

Sinusoida według Krzyżanowskiego  prezentowana jest we wszystkich polskich szkołach. Kończąc edukację każdy młody Polak ma w głowie wykres, który dzieli epoki na irracjonalne, czyli te, które odwołują się do wiary i uczucia oraz racjonalne, w których następuje powrót do wartości rozumowych. Przez kilka lat usilnie wkłada się uczniom do głów, iż w renesansie bagatelizuje się to, co oddala się od wiedzy, a w baroku zapomina się całkiem o tym co racjonalne. O tym, że sinusoida ma jedynie zestawiać epoki na zasadzie przeciwieństw czasem się zapomina. Zapomina się także o tym, że żaden okres nie zawiera dzieł monotematycznych, poświęconych tylko nauce lub tylko uczuciom.

Periodyzacja jest wymysłem całkiem jeszcze świeżym, domeną dziewiętnastego wieku, ludzi owładniętych manią porządkowania i katalogowania rzeczywistości. Twórcy świadomi byli, że tworzą coś nowego, choć nowe sięgało zawsze do tego co już było i dopiero na solidnych fundamentach poprzednich wieków budowało swój własny obraz rzeczywistości.

Obecnie my, żyjący w dwudziestym pierwszym wieku, przyzwyczajeni do podziałów radykalnych, czujemy się zagubieni. Zostaliśmy wrzuceni do worka o nazwie współczesność. Jednak współczesność dla większości z nas jest historią, której nie znamy i często nie rozumiemy. Zrezygnowani dochodzimy do wniosku, że nie ma w literaturze nic, co mogłoby stać się nowatorskie. Nie ma książki, której ktoś by nie napisał, nie ma pomysłu, na który ktoś wcześniej by nie wpadł. Wobec naszych czasów, czasów bez reguł, stajemy bezradni. Naszej sytuacji nie polepsza też fakt, że nie doczekaliśmy się manifestu, który uważa się zawsze za rozpoczęcie nowej epoki w literaturze. W sinusoidzie współczesność albo się pomija, albo wpisuje w obie kategorie. Wydawać by się mogło, że cała dotychczasowa logika zanika.

Czy istnieje szansa, że w dobie internetu, w czasach w których ludzi trzeba zachęcać do czytania spotami telewizyjnymi, ktokolwiek opublikować może pracę, która zmieni obraz świata i literackie aspiracje nowych twórców? Gdzie miałby ją umieścić? Wydrukowana przepadłaby prawdopodobnie na półkach wielkich sklepów takich jak empik. Opublikowana w internecie miałaby jeszcze mniejsze szanse na ogromny społeczny odzew. Któż miałby się stać autorytetem, jeśli nie podpisałby się pod swoją pracą nazwiskiem a wymyślonym na poczekaniu nickiem. Anonimowość daje bezpieczeństwo wszystkim tezom. Zawsze lepiej znieść krytykę zaadresowaną do XYZ niż Jana Kowalskiego. A zresztą czemu by się tu opierać? O co by walczyć? Przecież jeśli mam ochotę napisać epopeję, nikt mi nie zabrania, a jeśli spędzę bezsenne noce i wymyślę nowy gatunek, tylko na własny użytek, też mam prawo go opublikować. Mogę poświęcić tysiąc stron moim uczuciom lub napisać drugiego Ulissesa. Mogę stworzyć eseje, w których czysto racjonalnie przedstawiać będę swoją koncepcję rzeczywistości.

Z pewnością tego problemu nie mieli klasycystyczni pisarze, którzy od Akademii Francuskiej dostawali ścisłe wytyczne, jak wyglądać mają ich prace. Nie sądzę jednak, żeby byli mniej zagubieni niż ludzie współcześni, żeby tak jednoznacznie zdawali sobie sprawę z tego, że tworzą w renesansie, a już na pewno nie myśleli o tym, że koncepcje i nowe prądy w literaturze będą zmieniać się jak w kalejdoskopie, raz hołdując antykowi, innym razem stanowczo się od niego odcinając.

Prawdopodobnie za kilkadziesiąt lat ktoś mądry pochyli się nad historią literatury i zada sobie trud nadania nazw epokom jeszcze nie nazwanym, wkładając je w ramy równie umowne jak te, których użyli dziewiętnastowieczni periodyzatorzy. I prawdopodobnie gdybyśmy mieli okazję to zobaczyć, bylibyśmy święcie oburzeni bezlitosną generalizacją, bez której nie może się obejść żaden z podziałów.

Mam jedynie nadzieję, że ówczesny autor rozważy klasyfikację i podział epok, nie ze względu na ich irracjonalność i racjonalność, ale na coś co mogłoby być dużo prostszym i mniej kategorycznym zestawieniem; reguły tworzenia i bunt przeciwko nim. Z prostej obserwacji wynika bowiem, że kiedy jedni uciekali do narzuconych wzorców, które trzeba było odtworzyć, nadając im odpowiedni kunszt, następni, którzy przychodzili po nich, obalali reguły, pisząc dla przyjemności, czasem bez celu, czy jak później pisali tworząc sztukę dla sztuki.

Czy gdyby Homer urodził się dziś, byłby jeszcze lepszy? Być może tak, być może nie. Na pewno jednak byłby bogatszy o wiedzę poprzednich epok i z pewnością trochę racjonalniej podszedłby do dylematów współczesnej literatury.



Joanna Chojnacka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Layout by Yassmine